wtorek, 27 grudnia 2016


Nasze plany urządzenia parteru 

Zimowy przestój na budowie ciągle trwa. W styczniu zaczniemy wykonywać prace wewnątrz domu. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła rozstawiać meble. Na razie robię to w swojej wyobraźni, dobieram kolory farb, wzory płytek, fasony i kolory mebli.

Dziś chciałam Was zabrać na spacer po moim domu i opowiedzieć o nim. Zacznijmy w salonie.

Ściany chcielibyśmy mieć w kolorze szarym i zielonym. Tylko ta zieleń będzie taka nie do końca zielona. Mamy wybrany kolor, który idealnie prezentował się w naszym salonie w mieszkaniu – wiatr południa z serii Barwy Natury Śnieżki. Do tego, na drugiej ścianie, była stalowa magnolia z tej samej serii, ale wzornik okazał się być bardziej szarym niż farba w rzeczywistości, dlatego poszukamy czegoś innego, co odznaczy się od białego sufitu. Przy oknie ustawimy popielaty narożnik, może mieć jasne poduszki, obok rozkładaną ławę, którą można szybko przekształcić w większy stół, gdy będzie taka potrzeba. W wykuszu chyba urządzę swój „zagajnik” – miejsce dla kwiatów, które pieczołowicie pielęgnuję, by ozdabiały nam dom. Nie wiem czy mąż się na to zgodzi, ale może przeforsuję ten pomysł, bo najbardziej mi one tam pasują. Ale najpierw stanie tam choinka, bo mam nadzieję, że kolejne święta spędzimy już we własnym domu. 





środa, 21 grudnia 2016



Enigmatyczne papierki - umowa o dostarczanie energii elektrycznej


Na budowie rozpoczął się zimowy przestój, bo o tej porze roku wiele zrobić nie można. Czekamy na elektryka, a później, jeśli pogoda będzie dla nas tak łaskawa jak dotychczas, może jeszcze przed rozpoczęciem się wiosny na dobre, uda nam się wykonać tynk wewnętrzny. Czekając załatwiamy umowy o dostarczanie mediów, bo jeszcze tego nie zrobiliśmy. Mamy wydane warunki przyłączenia gazu, bo te musieliśmy załatwić już do dokumentów potrzebnych, by otrzymać pozwolenie na budowę. Na początku grudnia złożyliśmy wniosek o wydanie warunków przyłączenia wody i prądu. W elektrowni pospieszyli się bardzo, bo nie minęły dwa tygodnie, a dostarczono nam warunki i umowę. Na wodę dalej czekamy, a pan z wodociągów zapewniał, że szybko się odezwie.


wtorek, 13 grudnia 2016

Doczekaliśmy się zamontowania okien!

Budując dom staramy się wyeliminować wszelkie mostki termiczne, które przysparzają nam wyższych rachunków za ogrzewanie. Trzeba będzie na nie szczególną uwagę zwracać po 1 stycznia, bo każdy, kto będzie starał się o pozwolenie na budowę, musi spełniać wytyczne określone w przepisach prawa o warunkach technicznych budynków, o czym już pisałam. Zawsze dla wyeliminowania ubytków ciepła uszczelniamy ściany budynków ocieplając je styropianem, ale nie zdajemy sobie sprawy, że najwięcej mostków termicznych powstaje tak naprawdę wokół okien. 




Monterzy i sprzedawcy okien polecają rozwiązanie, które rzekomo pozwoli nam zaoszczędzić energię cieplną, a jest nim ciepły montaż okien. Można dokonywać go na różne sposoby. Jednym z nich jest montaż okien w warstwie ocieplenia. Polega on na tym, że z profili wykonanych ze sztywnego poliuretanu tworzy się ramę dopasowaną do otworu okiennego. W ramę montowane jest okno, ale najpierw wokół niej nakleja się taśmę rozprężną, by zwiększając swą objętość wypełniła przestrzeń pomiędzy murem a ramą. Innym sposobem jest ciepły montaż w technologii SWS z użyciem taśm paroszczelnej i paroprzepuszczalnej. W takim montażu od wewnętrznej strony na ościeżnicy przykleja się taśmę paroszczelną, a od zewnętrznej paroprzepuszczalną. Szczelinę pomiędzy ościeżem a ościeżnicą całkowicie wypełnia się sprężystym materiałem izolacyjnym (piankami poliuretanowymi).

wtorek, 6 grudnia 2016

Trudy wyboru okien do domu


Nadeszła zima, której tak bardzo nie chciałam, z dwóch powodów. Po pierwsze, po prostu jej nie lubię, a po drugie, nasz dom oczekuje na okna. Wczoraj dostaliśmy informację, że już są gotowe i w piątek będzie montaż. Ulżyło mi, bo ostatnie temperatury budziły w nas obawę, że jednak nie uda się ich teraz zamontować, a przez to będziemy mieć poślizg w dalszych pracach wewnątrz domu. Droga do wyboru okien była bardzo trudna, bo wiele czytaliśmy i słuchaliśmy opinii innych, a te informacje często były ze sobą sprzeczne. Wyceny okien zaczęliśmy robić już w maju, gdy budynek nie był nawet skończony, ale chcieliśmy mieć czas na podjęcie decyzji, czego tak naprawdę szukamy.    
  
Robiąc pierwszą wycenę okien, braliśmy od uwagę jedynie trzyszybowe. Obecnie budując dom bardzo dużą wagę przykłada się do przenikalności cieplnej wszystkich używanych materiałów. Ten współczynnik ma duże znaczenie także w przypadku okien. Uw standardowego, dwuszybowego okna kształtuje się na poziomie 1,2 – 1,4W/(m·K). Okna trzyszybowe są rozwiązaniem bardziej energooszczędnym, ponieważ Uw w ich przypadku nie przekracza wartości 1W/(m·K). Jeśli okno zostanie wzbogacone dodatkowymi okuciami i niskoemisyjną powłoką, wówczas Uw może wynieść nawet poniżej 0,6W/(m·K). Takie rozwiązanie jest dedykowane dla domów pasywnych, które muszą mieć bardzo niskie zapotrzebowanie na energię cieplną i bardzo niewielkie jej ubytki. Współczynnik przenikania ciepła jest obliczany dla całego okna, nie tylko dla szyby, dlatego na jego wysokość wpływa w istotnym stopniu liczba komór, a ta im jest większa, tym lepiej. Zwróćmy uwagę również na to, że niektóre okna dwuszybowe mogą mieć parametry zbliżone do trzyszybowych gorszej jakości.



czwartek, 1 grudnia 2016

Świąteczny stroik 

Obserwując to, co wiele osób publikuje w mediach społecznościowych, zauważyłam, że w okresie przedświątecznym nastał istny „szał” na ręcznie robione ozdoby adwentowe i choinkowe. Postanowiłam, że ja też się pochwalę wianuszkiem, takim trochę na Adwent, a trochę na Boże Narodzenie. Myślę, że sprawdzi się idealnie w obu tych okresach. Wianuszek jest niezwykle prosty w wykonaniu. Mój został wykonany z gałązek jodły. Moi rodzice mają przed domem własną, a gałęzie czasem przyciąć trzeba, zwłaszcza, gdy nie da się wyjechać z podwórka, bo z każdej strony dotykają samochodu. 


  

czwartek, 24 listopada 2016

Wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła


W ostatnim artykule poruszałam kwestię instalacji fotowoltaicznej, a dziś chciałam opisać kolejne, bardzo popularne rozwiązanie, coraz chętniej stosowane w budownictwie jednorodzinnym – wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła, nazywaną także rekuperacją. Jej zadaniem jest dostarczanie do mieszkania świeżego powietrza i usuwanie powietrza, które już znajduje się wewnątrz domu. Od wentylacji grawitacyjnej odróżnia ją to, że w jej przypadku można regulować ilość powietrza, które jest dostarczane do budynku. W domach pasywnych rekuperacja jest niezbędna, ale czy tak samo jest w budynkach energooszczędnych czy o zmniejszonym zapotrzebowaniu na nieodnawialną energię cieplną?

Dużą zaletą rekuperacji jest odzysk ciepła, dzięki czemu można zmniejszyć koszty ogrzewania. Przeczytałam w jakimś źródle, że dzięki rekuperacji można je obniżyć aż o 50% rocznie. Szczerze, jakoś mnie to nie przekonuje. Chciałabym móc porozmawiać z kimś, kto przez rok, na przykład, nie używał rekuperatora, a później zaczął z niego korzystać. Może taka rozmowa byłaby dla mnie wiarygodna i po usłyszeniu opinii uwierzyłabym w rzeczone 50% oszczędności. Absolutnie nie neguję możliwości oszczędzenia na rachunkach za ogrzewanie mając wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła, ale uważam, że te 50% to jednak lekka przesada ;) Warto także zaznaczyć, że koszt zainstalowania wentylacji mechanicznej wyniesie przynajmniej kilkanaście tysięcy. Same rurki rozprowadzone w ścianach budynku, to koszt zaledwie 2 tys., może trochę mniej lub więcej, a robocizna to kilkaset złotych, jednak prawdziwe koszta zaczynają się dopiero przy rekuperatorze, który jeśli ma być dobry, to raczej nie kosztuje mniej niż 10 tys. Do tego dochodzą koszty związane z poborem energii elektrycznej, wymianą filtrów czy serwisowaniem instalacji, które ponosimy każdego roku i oszczędność wcale nie okazuje się tak duża. Znalazłam też dość wiarygodny dla mnie artykuł, gdzie wprost napisano, że oszczędność na ogrzewaniu przy rekuperacji nie jest tak duża, jeśli opalamy dom na przykład gazem ziemnym czy drewnem, czyli stosunkowo tanim sposobem, bo to rocznie wyniesie zaledwie kilkaset złotych. Lepiej jest przy stosowaniu oleju, płynnego gazu lub elektrycznych grzejników, bo w tych przypadkach oszczędności będą większe, ale nie na poziomie 50% rocznie. Tylko, że rocznie można kilkaset złotych wydawać na filtry, przeglądy instalacji, jej czyszczenie, ewentualne naprawy rekuperatora, bo to urządzenie elektryczne i jak każde nie żyje wiecznie oraz energie elektryczną pobieraną przez nieustannie pracującą jednostkę. Może się okazać, że te oszczędności wyrównaną się ze stałymi kosztami użytkowania wentylacji mechanicznej.       

poniedziałek, 21 listopada 2016

Opłacalność instalacji fotowoltaicznej

Budując dom warto wiedzieć, z jakich zdobyczy technologii możemy skorzystać. W kilku kolejnych wpisach postaram się przybliżyć nowości, które stają się coraz bardziej powszechne i podobno generują duże oszczędności przez lata. Ale czy na pewno?

Panele fotowoltaiczne, o których zapewne każdy gdzieś usłyszał, są urządzeniami coraz chętniej stosowanymi w budownictwie, nie tylko nowym, bo instaluje się je na kilku, a nawet kilkudziesięcioletnich budynkach. Są one zbudowane z pojedynczych ogniw solarnych, które podczas padania na ich płytkę krzemową promieni słonecznych, wytwarzają energię elektryczną. O zaletach tego rozwiązania można poczytać w wielu miejscach w Internecie, dlatego nie będę się tutaj nad nimi rozwodzić. Ich montaż też nie jest prostą sprawą, bo lepiej nie montować ich na starym pokryciu dachowym, które trzeba w ciągu kilku lat wymienić i przede wszystkim nie można dopuścić do sytuacji, że panel zostanie zacieniony przez koronę drzewa czy komin, bo wtedy awaria murowana.

Panele wyglądają jak na zdjęciu. 


Źródło grafiki: https://pixabay.com

środa, 16 listopada 2016

Zmiany w przepisach o warunkach technicznych budynków!


Już za kilka tygodni, 1 stycznia 2017 roku w życie wejdzie kolejna nowelizacja, tym razem zmiany zostaną wprowadzone do rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 12 kwietnia 2002 roku w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. Zmiana ma dotyczyć energooszczędności budynków. Oczywiście, zgodnie z regułą, że prawo nie działa wstecz, nowe przepisy obejmą pozwolenia na budowę, które zostaną złożone po 1 stycznia. Osoby, które pozwolenie już otrzymały, bez względu na to, czy budowę zaczęły, nie muszą dostosowywać się do nowych wytycznych, chociaż ja uważam, że warto, bo choć inwestycja na początku generuje wyższe koszty, to jednak z czasem oszczędności są zauważalne.

Poniżej przedstawiam Wam warunki techniczne, którym mają odpowiadać nowo powstałe budynki, dla których pozwolenia na budowę będą wydawane po 1 stycznia 2017 oraz warunki, które w zasadzie są już starymi.


poniedziałek, 14 listopada 2016

Kolejne zmiany w prawie budowlanym!



Już niejednokrotnie ustawa Prawo budowlane była poddawana nowelizacji. Ostatnie zmiany wprowadzono w roku 2015, co miało skutkować łatwiejszym pozyskiwaniem pozwolenia na budowę. Osoby, które w tym roku starały się o pozwolenie, zapewne potwierdzą, że ułatwienia nie było w tym wszystkim widać. Może dlatego, że architekci, którzy w wielu przypadkach byli pełnomocnikami inwestorów, tak też było u nas, podchodzili z dużą dawką rezerwy do tych rzekomo „rewolucyjnych” rozwiązań prawnych. Z przepisów wprowadzonych od 2016 roku wynikły także problemy dla inwestorów. Od swojego kierownika budowy wiem, że zgłaszając w nadzorze budowlanym pierwszą budowę tego roku, usłyszał, iż nowe przepisy nie wymagają zgłoszenia rozpoczęcia robót. Kilka dni później otrzymał telefon z PINB z prośbą, by jednak przyszedł złożyć zgłoszenie, ponieważ urzędnicy się troszkę pogubili i źle zrozumieli przepisy. O ile mój kierownik budowy jest dość znany w PINB, o tyle indywidualni inwestorzy, którzy chcieli zgłosić rozpoczęcie robót, a usłyszeli to samo, już tak rozpoznawalni nie są. I niestety były przypadki odsyłania inwestorów, bo rzekomo nie trzeba zgłaszać budowy. Ciekawa jestem czy ten sam PINB będzie łaskaw dla tych osób, gdy dojdzie do kontroli i jednak się okaże, że to jest samowola budowlana, bo z błędu urzędnika nie dokonali zgłoszenia robót.      

piątek, 11 listopada 2016

Jaki jest najbardziej opłacalny sposób na ogrzewanie domu?


Sezon grzewczy rozpoczął się na dobre, dlatego postanowiłam poruszyć temat sposobów ogrzewania domu. Nie jest zapewne dla nikogo niczym dziwnym, że na tę chwilę do najpopularniejszych paliw zalicza się węgiel kamienny. Ten sposób ogrzewania my odrzuciliśmy już na samym początku wybierając projekt domu bez podpiwniczenia, a trudno składować węgiel w kotłowni, która ma niespełna 4m2. Poza tym, w wielu wpisach podkreślałam, że dla mnie i mojego męża duże znaczenie mają ekologiczne sposoby ogrzewania domu. A opalanie węglem kamiennym z ekologią ma na bakier, więc zdecydowaliśmy się na gaz ziemny. Nie powiem, że był to jedyny powód, bo na tę decyzję w dużej mierze wpłynęła zwykła, jakże ludzka wygoda, bo komuż z nas by się chciało rozpalać w piecu węglowym ;) Oczywiście alternatywnie zadbaliśmy o możliwość podłączenia w przyszłości pieca na paliwo stałe, ponieważ w kotłowni zamontowaliśmy przystosowany do tego system kominowy, który miejmy nadzieję okaże się jedynie zbędnym wydatkiem, ale jak to mawiają – przezorny zawsze ubezpieczony.

W nowym budownictwie coraz częściej odchodzi się od tradycyjnego sposobu opalania, czyli węglem. Ponadto samorządy terytorialne coraz częściej podejmują inicjatywy, w których na pierwszy plan wysuwają się kwestie ekologiczne. Dla przykładu dość niedawno w Krakowie podjęto uchwałę, by w mieście od 2018 roku w ogóle nie można było opalać domów węglem. Uchwała została jednak podważona przez sąd i ostatecznie nie weszła w życie. Ale w ubiegłym roku przyjęta została ustawa, tak zwana „antysmogowa”, która daje samorządom terytorialnym zielone światło do ograniczania, a nawet wprowadzania zakazów palenia węglem. Może w niedalekiej przyszłości nie musimy się spodziewać całkowitego zakazu, ale z pewnością, tam gdzie są duże skupiska ludności, gminy będą zachęcały, by jednak decydować się na bardziej ekologiczny sposób opalania domów.  

Od wielu osób słyszeliśmy, że ogrzewanie gazem jest bardzo drogie i nie ma to jak węgiel. Dlatego zaczęłam poszukiwać informacji na temat kosztów ogrzewania. Znalazłam w Internecie kalkulator, w którym można przeliczyć sobie szacunkowy koszt ogrzania domu opalanego różnymi sposobami. Jest to rzecz bardzo przydatna, z której warto skorzystać już na etapie projektowania domu. Wprowadzając w kalkulatorze parametry naszego domu (wielkość i stan energetyczny), liczbę osób zamieszkujących w nim, dzienne zapotrzebowanie na ciepłą wodę, temperaturę wody oraz liczbę dni, w których korzystamy z ciepłej wody, możemy obliczyć szacunkowy, roczny koszt eksploatacji systemu grzewczego. Kalkulator wskazuje koszt ogrzania domu i podgrzania wody użytkowej. Otrzymując szacunkowe koszty, możemy wybrać najbardziej odpowiedni dla nas sposób ogrzewania.

W kalkulatorze obliczyłam roczny koszt eksploatacji systemu grzewczego w naszym powstającym domu:

Tabela została wygenerowana na stronie internetowej: http://peter-an.vaillant-partner.pl/kalkulatory-on-line/kalkulator-kosztow-ogrzewania-domu-i-podgrzewania-cieplej-wody-uzytkowej/

środa, 9 listopada 2016

Czy na budowie możliwy jest recykling?


Po każdej budowie zostaje zawsze sporo odpadków. Przyznam, że po naszej nie zostało dużo cegieł czy to całych, czy uszkodzonych, bo ekipa była bardzo solidna i dbająca o materiały. Ponadto wszystkie cegły, które okazały się nieprzydatne, można było zwrócić do składu budowlanego. Także dużo odpadów nie pozostało po dachówce. Gdybyśmy mieli zwykły dach dwuspadowy, nie byłoby żadnych resztek, no może troszkę po obróbkach przy kominie czy oknie. Niestety przy dachu z lukarnami zawsze jest więcej resztek dachówek, które trzeba było dociąć, by zrobić wykończenie koszy. Resztki dachówek lub cegieł można z łatwością zamienić na gruz i użyć ich jako podkład pod kostkę. My na przykład wymieszamy je z kamieniem, który będzie tworzył podłoże pod kostkę na tarasie.


Jednak to nie wszystkie odpady z budowy, które można wykorzystać. Po naszej budowie zostało 6m3 desek podłogowych o grubości 32mm, których murarze używali do wykonania szalunku. W każdej znajdywało się po kilka, a nawet kilkanaście gwoździ. Do tego były one całe w betonie, czyli ich widok przerażał. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak je wykorzystać, więc niektórzy polecili nam, by zamienić je w energię cieplną, czyli tak po prostu wrzucić do pieca(!). Ale zaraz, taką stertę desek, za tyle pieniędzy puścić ot tak z dymem? Oj nie, u nas nic się nie zmarnuje! 



poniedziałek, 7 listopada 2016

Jaki zbiornik na nieczystości ciekłe wybrać? Co mówią przepisy prawa o jego usytuowaniu na działce?


Jednym z nieodłącznych elementów każdego domu jest kanalizacja, którą trzeba do czegoś podłączyć. Niestety na naszym końcu świata kanalizacji miejskiej (a raczej wiejskiej) nie ma, więc pozostały nam do wyboru: szczelny zbiornik lub przydomowa oczyszczalnia. Bardzo entuzjastycznie podchodzimy do przydomowych oczyszczalni, ale niestety warunki glebowe i plan zagospodarowania przestrzennego naszej gminy nie pozwalają na zastosowanie tego rozwiązania, nad czym wielce ubolewamy.

Ostatecznie pozostał nam szczelny zbiornik nazywany potocznie szambem. Wykonanie szamba należy uwzględnić już na terapie projektowania zagospodarowania naszej działki, ponieważ architekt podczas wykonywania adaptacji, musi nanieść je na mapę. Dokumentacja dotycząca budowy szamba powinna być załączona do dokumentacji domu i wraz z nią złożona w starostwie, by uzyskać pozwolenie. Wybierać możemy pomiędzy szambami betonowymi i plastikowymi. Drugie z tych rozwiązań jest sporo droższe, nawet o kilka tysięcy. Producenci plastikowych zbiorników określają je mianem „ekologicznych”, ale przecież ekologiczny jest każdy zbiornik dobrze wykonany, który nie przecieka. My zdecydowaliśmy się na montaż szamba betonowego, którego projekt wygląda jak na zdjęciu.



piątek, 4 listopada 2016

Jak zabezpieczyć styropian ocieplający fundament?


Styropian ocieplający fundament jest zagadnieniem, które na forach budowlanych często budzi wiele kontrowersji i stanowi przyczynę zażartych kłótni pomiędzy zwolennikami folii kubełkowej i jej przeciwnikami. Sama nawet na jednym forum wdałam się swego czasu w dyskusję z osobą budującą dom, która uważa, że folia musi być(!). A ja Wam powiem, że nie musi, a wręcz lepiej, by jej nie było. Dlaczego?

Wiele osób uważa, że folia kubełkowa ma za zadanie chronić styropian ocieplający fundament przed nadmiernym zawilgoceniem. Może jest w tym trochę prawdy, ale na moje oko, bardzo mało. Przede wszystkim folię kładzie się „na zakład”, czyli są przestrzenie, w które woda może wniknąć. Ponadto do styropianu mocuje się ją, najczęściej gwoździami, więc naruszana jest struktura styropianu, który robi się wtedy bardziej podatny na przyjmowanie wilgoci. Dodatkowo tworzą się dziury w folii, która niby przed wilgocią ma chronić, a przecież, żeby mogła spełniać tę funkcję, nie powinna być podziurawiona. Bardziej skłaniam się do tezy, że folia kubełkowa ma za zadanie chronić styropian przed uszkodzeniami mechanicznymi, które mogą spowodować kamienie znajdujące się w ziemi.

W naszym domu fundament ociepliliśmy polistyrenem ekstradowanym (XPS), tak zwanym styrodurem. Płyty XPS są bardziej odporne nawet na długotrwałe zawilgocenie niż płyty styropianu EPS. Ponadto są bardziej odporne na uszkodzenia mechaniczne, tak przynajmniej można przeczytać w artykułach o tematyce budowlanej. Osobiście nie zgadzam się z tym twierdzeniem, ponieważ sama widziałam, jak łatwo go uszkodzić. Ale jedno trzeba przyznać, jest zdecydowanie bardziej twardy niż styropian EPS, bardziej odporny na wilgoć i ma lepszy współczynnik przewodzenia ciepła. Przypadkiem wykonaliśmy test na wodoodporność styroduru. Resztki pozostałe po ociepleniu fundamentu składowaliśmy w foliowych workach, do których podczas deszczu dostała się woda. Sprzątając plac budowy, jakieś dwa miesiące później, zauważyłam, że właśnie jeden worek z resztkami styroduru jest pełen wody. I wiecie co? Styrodur w ogóle nie przyjął wilgoci, więc za bezsensowne uważał tłumaczenia, że każdy styropian w końcu wchłonie wilgoć. No chyba, że dom nieustannie stoi na terenie bagnistym lub podmokłym, wtedy nie ma mocnych, wilgoć przeniknie do fundamentu.

poniedziałek, 31 października 2016

Jaki strop wykonać nad poddaszem? Jakie są plusy i minusy stropu żelbetowego i jego braku? 


Tę kwestię powinnam poruszyć nieco wcześniej, ale trochę się zagalopowałam, bo chciałam jak najszybciej dojść do dachu, żebym mogła pochwalić się domem w całej jego okazałości. Dlatego teraz postanowiłam rozważyć jakie są plusy i minusy stropu żelbetowego i jego braku na poddaszu. U nas, jak zapewne zauważyliście na zdjęciach, nie ma stropu nad drugą kondygnacją. Projekt nie uwzględniał stropu żelbetowego, a my nie przemyśleliśmy wcześniej tej kwestii, bo sprawy z pozwoleniem na budowę toczyły się tak szybko. W trakcie budowy przeszło nam to przez myśl, ale było już za późno, bo przy stropie żelbetowym konieczne byłoby wykonanie innego zbrojenia fundamentów. Wprawdzie murarze chcieli wykonać dodatkowy słup żelbetowy w ścianie, ale ostatecznie, wspólnie z kierownikiem budowy przemyśleliśmy tę kwestię i stanęło na rozwiązaniu zgodnym z projektem.


  

czwartek, 27 października 2016

Już mogę pochwalić się domem w całej okazałości, no w prawie całej ;)

Pewnie jesteście ciekawi ostatecznego efektu, bo opisywanie powstawania dachu rozłożyłam na kilka wpisów. Poza tym, ostatnio się troszkę opuściłam z regularnością dodawania kolejnych opisów, ale już jestem ponownie i spieszę z kolejnymi praktycznymi wskazówkami dla budujących dom.

Po zaledwie kilku dniach prace nad układaniem dachówki zaczęły dobiegać końca. Pozostało jeszcze tylko wykonanie obróbek z blachy płaskiej oraz zamontowanie rynien i podbitki. Obróbki postanowiliśmy wykonywać z blachy aluminiowej, ponieważ ma ona większą odporność na korozję, więc tym samym liczymy, że znacznie dłużej będzie nam służyć.

Jeśli chodzi o rynny, mamy do wyboru plastikowe lub ze stali nierdzewnej. Nasz wybór padł na stal, bo plastikowe niestety nie prezentują się zbyt efektownie i po prostu do nowych budynków nie pasują. Przynajmniej my tak uważamy. Plastik ma też istotną wadę – traci kolor i może się odkształcać pod wpływem nasłonecznienia. Rozwiązaniem dla tego problemu mogą być rynny z białym wnętrzem, ale te cenowo są praktycznie z tej samej półki co rynny stalowe. Stal nierdzewna jest natomiast zdecydowanie bardziej odporna na warunki atmosferyczne, więc przez lata nie straci swoich właściwości. Dokonując wyboru rynien warto zwrócić uwagę na ich głębokość oraz na średnicę rur spustowych, bo zbyt małe nie będą w stanie przyjąć wody spływającej z dachu podczas silnych ulew. My postanowiliśmy, by nasze rynny miały 150 mm, a rury spustowe 100 mm. Na domy jednorodzinne z dość małym dachem jest to dużo, ale woleliśmy, by były one większe niż mieć później problem z wylewającą się z nich wodą, bo rura spustowa jest zbyt mała, by swobodnie ją odprowadzać.   

Zwieńczeniem prac było zamontowanie podbitki.




wtorek, 25 października 2016

Coraz bliżej końca stanu surowego :)


W poprzednim wpisie widzieliście już zaczątek pokrycia dachowego, ale dziś chciałam bardziej skupić się na jego wyborze, bo ten dla nas był bardzo trudny. Na dachówkę ceramiczną byliśmy zdecydowani od razu i to nie podlegało żadnym dyskusjom. Wiele osób decyduje się na blachę, bo jest tańsza, a ja mówię: Nie! Jest wiele rodzajów blach o różnej jakości i żywotności. Te lepsze, ceną dorównują dachówce, a tych tańszych nawet nie warto brać pod uwagę. Możecie powiedzieć, że się mądrzę. Ale kiedyś na jakimś forum zadałam komuś pytanie, dlaczego przy budowie domu zastosował jakieś drogie, w mojej ocenie, rozwiązanie. W odpowiedzi dostałam: Jak się drogo buduje, to się tanio mieszka. W pierwszej chwili pomyślałam: Co za wredota, nawet nie odpowie mi normalnie. Ale po głębszych przemyśleniach stwierdziłam, że to jednak prawda.

Producenci blachy dają gwarancję na 15, 20, 30, a nawet 50 lat, ale w przypadku tych dłuższych okresów warunki reklamacji są tak wyśrubowane, że wystarczy nie doczytać lub zapomnieć zastosować się do jednego punktu i już jesteśmy przekreśleni, bo w przekonaniu producenta blacha zardzewiała ze względu na niewłaściwy montaż, użycie nieodpowiednich elementów mocujących lub złą pielęgnację, a nie dlatego, że była po prostu do bani. Dachówka to zupełnie inna sprawa. Przeważnie gwarancję ma na 30-35 lub w przypadku niektórych producentów 50 lat. Jednak wystarczy spytać kogoś, kto o pokryciach dachowych ma dość duże pojęcie i powie nam, że na tę chwilę eksperci żywotność dachówek ceramicznych oceniają nawet na 100 lat. Betonowe na niejednym budynku są już kilkadziesiąt lat i wcale nie proszą o wymianę ;) Oczywiście pomijam przypadki, gdzie dachówka faktycznie była jakaś wybrakowana i na przykład po jednej zimie zrobiły się na niej pajączki. Ale mimo wszystko w wielu aspektach budowy domu nie można ceny przedkładać ponad jakość. I do tych aspektów zalicza się dach, bo to on nas chroni od warunków atmosferycznych. Oszczędzając na dachu, tak naprawdę wcale nie oszczędzamy, bo gdy zardzewieje jeden czy kilka płatów blachy trzeba wymienić całe pokrycie, żeby dach nie ciekł, bo prędzej czy później wszystkie elementy zaczną korodować, a wymiana po jednym płacie blachy jest zupełnie bez sensu. W przypadku dachówki ten problem jest mniejszy, bo nawet kiedy jedna czy kilka pęknie, to można je wymienić, pod warunkiem, że ten produkt dalej jest na rynku lub zostawiliśmy sobie kilka sztuk zapasu. Dodam także, że dachówka ma lepszy współczynnik przenikania ciepła, a to oznacza, że po ociepleniu poddasza i strychu, będzie nam cieplej niż przy pokryciu z blachy tak samo ocieplonym wełną lub styropianem, a ja ciepełko lubię, więc to był trafiający do mnie argument ;)

poniedziałek, 24 października 2016

Już prawie mamy dach!


Mamy ułożoną więźbę dachową oraz wymurowane szczyty i kominy, więc można pracować dalej, by „zamknąć” budynek dachem. Pewnie widzieliście na zdjęciach w poprzednim wpisie, że w niektórych miejscach ściana domu bardzo przemokła. Najbardziej namakała przy schodach, bo są wcięte w mur i przy kominach, pewnie dlatego, że beton nie był idealnie równy i lekko schodził ku kominom, więc tam też tworzyły się kałuże po deszczu. Dla mnie był to smutny widok, dlatego wypatrywałam ekipy wykonującej dach, by wreszcie prace dobiegły końca, a mur mógł schnąć całe lato.

Ale przed dalszymi pracami przy wykonaniu dachu, konieczne było ocieplenie tych części ścian, które znajdą się pod podbitką. Później nie byłoby to możliwe, więc w tym miejscu ściana przemarzałaby, a w pomieszczeniach na poddaszu byłoby zimno, bo niestety mur o grubości 25 cm z pustaka ceramicznego to nie jest rewelacyjny izolator. Ocieplenie wykonał mój zdolny brat. Mimo, że robił to pierwszy raz, wyszło rewelacyjnie. Obserwowałam go przy pracy i przyznam, że tak dokładnego fachowca w akcji nie widziałam. Może chciał się spisać, bo go kontrolowałam, znaczy podawałam mu płyty styropianu, czyli czynnie pomagałam w pracy ;) Na zdjęciu możecie zobaczyć efekt jego pracy.




piątek, 21 października 2016

Zaczynamy robić dach

Po wymurowaniu ścian poddasza nastała przerwa w pracach murarskich. Na budowę wszedł cieśla z ekipą, by wykonać więźbę dachową. Drewno kupiliśmy impregnowane zanurzeniowo, przynajmniej tak zadeklarowali w tartaku, a jak ona wyglądała, któż wie. Najlepiej jest zaimpregnować je samodzielnie, ale na to trzeba mieć czas, miejsce i pomocników, bo podnieść murłatę samemu nie jest łatwo. Wykonanie więźby dachowej zajęło jeden dzień, chociaż panom wcale się nie spieszyło, bo pół dnia wypoczywali pod czereśnią. Rozumiem, że podnoszenie elementów konstrukcyjnych dachu, to dość ciężka praca, ale żeby aż tak się zmęczyć, zwłaszcza, że od odpoczynku pracę zaczęli ;) Ale mimo wszystko poszło sprawnie. Na zdjęciach widać efekty.



czwartek, 20 października 2016

Murowanie parteru dobiegło końca. I mała, niemiła niespodzianka nas spotkała…


Po kilku dniach intensywnej pracy powstały ściany zewnętrzne budynku, nośne i działowe. Wymurowane zostały również kominy i przewody wentylacyjne. W kominach, do kominka i pieca na paliwo stałe, wykorzystane zostały systemy kominowe Schiedel. Przewody wentylacyjne także wykonano w sposób, można powiedzieć systemowy, z pustaków wentylacyjnych dwudzielnych. W kotłowni, w jednym z przewodów zostanie zamontowana rura wyprowadzająca skropliny z kotła gazowego.



Kiedy wszystko zostało wykonane, panowie przystąpili do szalowania stropu. Jego wysokość wynosi 2,85 m. Sporo, prawda? Ale sufit będziemy mieć ostatecznie na wysokości 2,55 m. Te 30 cm dołożono, ponieważ na podłogę położymy styropian o grubości 20 cm. Ze względu na swoją ciepłolubność, mam zamiłowanie do styropianu, wszędzie musi być go dużo. Mamy też nadzieję, że pozytywnie wpłynie to na rachunki za ogrzewanie. Na to dojdzie wylewka i wykończenie podłogi, które w sumie mogą mieć około 10 cm, może ciut mniej. 



Strop zaszalowany, więc pora na schody, które murarze zostawili na koniec, bo już po pierwszym spojrzeniu na projekt wieszczyli spory problem w tej kwestii. I nie pomylili się. Okazało się, że przez drzwi, które postanowiliśmy dodać do projektu, półpiętro schodów wypada w środku okna na klatce. I co teraz zrobić? Pozbyć się go nie można, bo trzeba by nanosić zmiany w projekcie. Pani architekt dobrze o tym wiedziała, dlatego zaproponowała, by dodatkowe wejście do domu znajdowało się w kotłowni. Szkoda tylko, że nas o tym nie uprzedziła. A my jako laicy w dziedzinie architektury, w ogóle tego nie przewidzieliśmy i nie wyobraziliśmy sobie. A wystarczyło powiedzieć, rozważyć wspólnie kwestię okna, bo może elewacja nie wyglądałaby źle, gdyby wkradła się asymetryczność w postaci okna, które jest na klatce schodowej, ulokowanego wyżej niż pozostałe. Niestety, konieczne było „skrócenie” okna, które nawet po tym zabiegu znajduje się na wysokości kostek. Początki oswojenia się z tym widokiem były straszne. Dziś dalej nam to przeszkadza, ale pogodziliśmy się z faktem, że okno, które powinno doświetlać klatkę schodową, będzie wyłącznie niewygodnym ozdobnikiem elewacji, bo o ozdobie klatki schodowej nie ma mowy.



środa, 19 października 2016

Jak to mawiają? Niech się mury pną do góry :)


Po wykonaniu pierwszej płyty, bardzo szybko ekipa budowlana przystąpiła do wznoszenia ścian. Zdecydowaliśmy, by były one wykonane z Porothermu P+W 25 cm. Ten wybór był uzasadniony kilkoma względami. Po pierwsze, taki materiał uwzględniono w naszym projekcie, więc była to jakaś sugestia. Po drugie, tę cegłę polecił szef ekipy budowlanej. Po trzecie, jest to wyrób ceramiczny, a te na chwilę obecną uznaje się za bardzo dobre materiały i znajdują się one w powszechnym użyciu. Rzadko widuję domy z betonu komórkowego, ceramika zdecydowanie króluje. Oczywiście w tej kwestii nie zgadzał się mój tata i babcia. Tata stwierdził, że teraz każdy buduje z Maxa, nie mówiąc o tym, że Max jest dwa razy tańszy od Porothermu. Owszem, jest tańszy, ale trzeba wziąć pod uwagę, jakie wymiary mają obie cegły, a Max jest dwa razy mniejszy od Porothermu, czyli ostatecznie cenowo wychodzi podobnie. Znowu babcia, zwolenniczka pustaków żużlowych, próbowała nas na nie namówić, bo przecież będzie nam zimno w domu wybudowanym z czegoś innego. I oczywiście koniecznie na dwa pustaki. Swoją drogą, ciekawe czy da się to jeszcze kupić w składzie budowlanym, czy wyłącznie z prywatnych zbiorów, które znajdują się od lat niewykorzystane przy wielu posesjach, które widuję. Tym perswazjom jednak nie ulegliśmy i całe szczęście ;)

Wszystkie materiały budowlane zamawiali murarze. Rozwiązanie bardzo wygodne, bo nie musieliśmy głowić się, ile czego i na kiedy będzie potrzebne. Całą odpowiedzialność za ewentualne braki, ponosiła ekipa budowlana. Ale oczywiście wcześniej sprawdziliśmy ceny oferowane przez skład, który nam polecieli i faktycznie były one niskie, bo i duży skład, więc może pozwolić sobie na większe rabaty. Z samego rana przyjechała dostawa pustaków. I tutaj ekipa zaliczyła pierwszą i ostatnią wpadkę. Przyjechały cegły inne od tych, które zmówiliśmy i które zamieszczono na fakturze. Dokładnie chodziło o to, że Porotherm jest produkowany w różnych zakładach. Cegły różnią się pomiędzy sobą przede wszystkim ceną. My zamówiliśmy droższe, bo miały być zdecydowanie najlepsze (jak przekonywał nas szef ekipy budowlanej), a dostaliśmy w tej cenie tańsze. Murarze zapewniali, że to są te, które zamówiliśmy, ale na ich nieszczęście, nie udało się nam tego wmówić. Ostatecznie cała partia pustaków musiała zostać wymieniona, a murarze zauważyli, że łatwo nie da się nas oszukać.

wtorek, 18 października 2016

Ruszyły wykopki, pod ławy fundamentowe oczywiście :)

Tuż po otrzymaniu pozwolenia ruszyliśmy z budową. Zapomniałam dodać we wcześniejszym wpisie, że murarz kazał nam się zgłosić z początkiem kwietnia, by ustalić szczegóły i przekazać listę materiałów, które należy zakupić. Kiedy przyjechaliśmy, zaskoczył nas bardzo, bo wcześniej stwierdził, że może zacząć naszą budowę dopiero w maju, ale plany mu się pokrzyżowały i w zasadzie czekał na nas. Dlatego tak bardzo spieszyło nam się, by uzyskać pozwolenie.

Ostatecznie, ekipa weszła na budowę w połowie kwietnia. Wykopanie fundamentu poszło bardzo sprawnie. Szef ekipy nadzorował koparkę obsługiwaną przez naszego kolegę (Krystian, pozdrawiamy!), a reszta pracowników ekipy budowlanej przygotowywała w tym czasie zbrojenie ław fundamentowych.

Teraz trochę opisu technicznego… Wykop na ławy fundamentowe miał szerokość około 50 cm, a głębokość 1,2 m. Zbrojenie zostało wykonane ze stali żebrowanej fi 16, choć projekt zakładał fi 14, ale lepiej dać grubszą. Układano je bezpośrednio w wykopie na kawałkach gruzu, by nie dotykało podłoża. Są też inne metody wykonania ław fundamentowych, na przykład: wyłożenie wykopu folią, ułożenie zbrojenia i zalanie betonem lub wylanie chudego betonu, zrobienie szalunku, ułożenie zbrojenia i zalanie betonem. Nasi fachowcy wybrali sposób najprostszy, nie ma co się czarować, ale skoro kierownik budowy nie miał żadnych zastrzeżeń, to znaczy, że tak może być. Do zalania ław użyto betonu klasy B25.

poniedziałek, 17 października 2016

Dokumentacja gotowa, więc można starać się o pozwolenie na budowę!

Po kilku tygodniach uzgadniania poprawek do projektu, załatwiania stosownych dokumentów oraz wykonywania map i adaptacji, projekt wraz z dokumentacją był gotowy do złożenia w starostwie powiatowym. 

 Nasz dom, to ten niebieski kwadrat. Droga znajduje się u góry mapy, a na dole reszta naszej działki. 


niedziela, 16 października 2016

Klamka zapadła, tak będzie wyglądał nasz dom…

Długie konsultacje nad zakupionym projektem domu, które wraz z mężem prowadziliśmy między sobą, z naszymi rodzicami, rodzeństwem i kierownikiem budowy rzuciły światło na ostateczny kształt budynku. Wiele dowiedzieliśmy się także składając wizytę szefowi ekipy budowlanej, który podpowiedział nam kilka rozwiązań.

Jak pisałam poprzednio, chcieliśmy zlikwidować jaskółki, wykusz i automatycznie balkony. Dopiero, gdy na żywo zobaczyliśmy pokój na poddaszu o porównywalnej wielkości do jednego z naszych, doszliśmy do wniosku, że jaskółki muszą być, bo ich brak niestety zabierze dużo przestrzeni, której i tak jest niewiele (niecałe 10 m2). W pozostałych dwóch pokojach problem przestrzeni nie byłby tak istotny, bo są to duże pomieszczenia, ale dziwnie ten dom by wyglądał z jedną jaskółką z tyłu domu i prostym dachem od frontu. Jedynie z tyłu domu postanowiliśmy zlikwidować balkon i teraz ogromnie żałujemy, bo by się przydał, ale cóż, dom już stoi i balkonu nie będzie.

Kwestia kolejna – wykusz, namówili nas, by został. Faktycznie dom się lepiej z nim prezentuje, bo bryła ma bardziej ciekawy kształt. Tylko, że teraz pojawił się problem, jak to dobrze ocieplić i zabezpieczyć przed wilgocią, ale o tym kiedy indziej. Czyli ostatecznie pozostały nam do naniesienia, powiedzmy, drobne korekty przedstawione na zdjęciach.  


sobota, 15 października 2016

Mamy projekt. I co dalej?


Po kilku dniach od zamówienia projektu budowlanego staliśmy się właścicielami uroczej teczuszki (na zdjęciu), zwierającej cztery egzemplarze projektu i plik ulotek, poradników i ofert dotyczących wszystkiego, co tylko można „wcisnąć” inwestorowi, żeby wyciągnąć trochę (czasem nawet bardzo dużo) kasy z jego kieszeni. 



Od tego momentu zaczęły się intensywne konsultacje nad tym, co w projekcie zmienić. Jesteśmy z mężem zwolennikami wszelkich rozwiązań eko- i termo-, dlatego mieliśmy kilka typów. Chcieliśmy zlikwidować obie jaskółki (czy jak kto woli lukarny) i wykusz, a wraz z nimi wszystkie trzy balkony. Powód tego był dość prosty – oszczędności i zwiększenie termoizolacyjności domu, bo niestety na tych wszystkich „ozdobnikach” tworzą się mostki termiczne. Dlatego właśnie domy energooszczędne i pasywne to takie klasyczne stodoły, tyle że z oknami i przeważnie ładnie wyglądające, bo w tym przypadku, jak to mawiają, „na biednego nie trafiło”, raczej ;) I oczywiście trzeba było zaprojektować drugie, boczne wejście od strony klatki schodowej, a tę znowu oddzielić od holu ścianą, z drzwiami rzecz jasna, żeby do kotłowni był dostęp, bo raczej nikt by nie biegał drugim wejściem.

piątek, 14 października 2016

Wybór projektu, nie taka łatwa sprawa...

Projekty domów przeglądaliśmy z mężem od bardzo długiego czasu. Od początku byliśmy nastawieni na zakup gotowego projektu, który poddamy adaptacji. To rozwiązanie miało być tańsze niż projekt indywidualny. A czy faktycznie było? Chyba nie za bardzo. Oszczędziliśmy kilka tysięcy złotych, ale straciliśmy możliwość samodzielnego zaprojektowania domu. Plusem było jednak to, że prace nad takim projektem idą zdecydowanie szybciej niż w przypadku tworzenia projektu od podstaw, a nam zależało na czasie, bo budowę chcieliśmy rozpocząć wiosną tego roku. Gdybyśmy mieli ponownie wybierać projekt, to ja osobiście chyba skłaniałabym się do projektowania indywidualnego. 

Do architektki zgłosiliśmy się z upatrzonym projektem. Zależało nam, by na poddasze prowadziła autonomiczna klatka schodowa, żeby w razie takiej konieczności w domu mogły funkcjonować dwa osobne mieszkania bez wchodzenia na poddasze przez salon. Wybrany przez nasz projekt był jedynym, który dawał taką możliwość. Jednak architektka od razu stwierdziła, że projekt wybraliśmy niezbyt trafnie, bo dom jest zbyt mały (90 m2), a poza tym okna salonu wychodziłyby na ulicę, a okna kuchni na ogród. Wcześniej nawet nie pomyśleliśmy, że kuchnia powinna być jednak tuż przy drzwiach wejściowych, a przemawia za tym kilka argumentów. W każdym domu kuchnia jest miejscem, gdzie wchodzimy najpierw, żeby położyć tam zakupy, odłożyć kluczyk do samochodu, zostawić dokumenty czy po prostu wstawić wodę na herbatę. Dlatego kuchnia musi być ulokowana tuż przy wejściu głównym, żeby nie maszerować do niej przez cały dom. W kuchni większość z nas spędza dość dużo czasu. Okno, które z niej wychodzi na ulicę jest naszym "oknem na świat". Słyszymy, że samochód zatrzymał się na podjeździe, rzucamy okiem na zewnątrz i już wiadomo, że przyjechał kurier, więc tym razem nie zostawi nam awizo ;) Słysząc dzwonek do drzwi też można zerknąć na podest przed domem i sprawdzić, kto nas odwiedził. Być może są to aspekty, które na początku nie wydają się uciążliwe, ale przez lata mieszkania w naszym domu, mogą zacząć denerwować.


czwartek, 13 października 2016

Zaczynamy realizować marzenia... 

Pod koniec 2015 roku podjęliśmy z mężem decyzję, że zamienimy mieszkanie o powierzchni 44 m2 zlokalizowane w ponad 120-tysięcznym mieście na dom na wsi (na końcu świata – jak to twierdzi mąż Wredniaka) położony na 13 arowej działce.



Pierwszym naszym krokiem w tym kierunku było nabycie działki, a że tę mieliśmy upatrzoną już od dawna, poszło bardzo szybko. Działka, poza tym, że mieści się na końcu świata, jest bardzo urokliwa, położona przy spokojnej gminnej drodze w pobliżu lasu, a za miedzą sama rodzina – dokładnie, moi rodzice. Ta lokalizacja to był strzał w dziesiątkę, bo na czas powstawania domu mogłam przeprowadzić się do mamusi, by doglądać postępów i ekipy budowlanej, której zawsze trzeba patrzeć na ręce :)