środa, 9 listopada 2016

Czy na budowie możliwy jest recykling?


Po każdej budowie zostaje zawsze sporo odpadków. Przyznam, że po naszej nie zostało dużo cegieł czy to całych, czy uszkodzonych, bo ekipa była bardzo solidna i dbająca o materiały. Ponadto wszystkie cegły, które okazały się nieprzydatne, można było zwrócić do składu budowlanego. Także dużo odpadów nie pozostało po dachówce. Gdybyśmy mieli zwykły dach dwuspadowy, nie byłoby żadnych resztek, no może troszkę po obróbkach przy kominie czy oknie. Niestety przy dachu z lukarnami zawsze jest więcej resztek dachówek, które trzeba było dociąć, by zrobić wykończenie koszy. Resztki dachówek lub cegieł można z łatwością zamienić na gruz i użyć ich jako podkład pod kostkę. My na przykład wymieszamy je z kamieniem, który będzie tworzył podłoże pod kostkę na tarasie.


Jednak to nie wszystkie odpady z budowy, które można wykorzystać. Po naszej budowie zostało 6m3 desek podłogowych o grubości 32mm, których murarze używali do wykonania szalunku. W każdej znajdywało się po kilka, a nawet kilkanaście gwoździ. Do tego były one całe w betonie, czyli ich widok przerażał. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak je wykorzystać, więc niektórzy polecili nam, by zamienić je w energię cieplną, czyli tak po prostu wrzucić do pieca(!). Ale zaraz, taką stertę desek, za tyle pieniędzy puścić ot tak z dymem? Oj nie, u nas nic się nie zmarnuje! 




Postanowiliśmy, że deski wykorzystamy do wykonania podłogi na strychu, bo przecież nie mamy lanego stropu, a strych zawsze się przyda. Nie jest bardzo duży, jednak można przetrzymywać tam pewne rzeczy, a do tego musi być podłoga. Wszystkie deski oczyściłam z gwoździ praktycznie sama tuż po zakończeniu budowy, w czerwcu. Mąż ułożył je starannie w domu, by mogły tam wyschnąć przez kilka tygodni. Długo zbieraliśmy się, żeby zacząć wreszcie ich czyszczenie. Inspiracji, jak to zrobić, szukaliśmy w sklepie z narzędziami, gdzie polecono nam szlifierkę za bagatela - 900 zł, która idealnie nadaje się do czyszczenia desek, także tych oblepionych betonem z każdej strony. Stwierdziliśmy, że aż tyle do tego nie będziemy dokładać, więc poprosiłam o radę na forum budowlanym. I okazało się, że można to zrobić taniej - kupując jedynie drucianą szczotkę z grubym splotem za kilkadziesiąt złotych (kupiliśmy za kilkanaście, ale się rozpadła w mgnieniu oka, więc trzeba było kupić solidniejszą). Szlifierkę pożyczyliśmy od mojego taty, dlatego odpadł zbędny wydatek, a druciana szczotka z betonem na deskach poradziła sobie rewelacyjnie. 






Czyszczenie desek zajęło mężowi kilka tygodni, bo mógł robić to w chwilach wolnych od pracy. Dla kogoś bardziej czasowego byłoby to kilka dni. Po wyczyszczeniu desek należało je zaimpregnować specjalnie do tego przeznaczonym preparatem rozcieńczanym z wodą w proporcji 1:9 (tak każe producent, ale my daliśmy 1:8). Ze względu na to, że deski musiały być cały czas w domu, żeby nie padał na nie deszcz, trzeba było impregnować malując każdą z osobna pędzlem. Słyszałam, że niektórzy rozkładają deski na zewnątrz i opryskują przy użyciu ręcznego opryskiwacza do roślin. Zapewne tak idzie szybciej, ale u nas nie było na to miejsca, a pogoda nie sprzyjała, by wynieść je przed dom. Impregnację mąż powtórzył dwukrotnie. Deski impregnował z każdej strony, także po bokach.



Po kilku dniach zmagań z impregnowaniem, można było przystąpić do montowania podłogi. Tutaj pomocna okazała się jeszcze jedna para rąk, dlatego do męża dołączył mój brat i w kolejnych kilka dni stworzyli podłogę. Deski trzeba było docinać, więc w tym miejscu były ponownie impregnowane. Trzeba o tym pamiętać chcąc, by podłoga służyła przez lata. Do mocowania desek do jętek, żeby było łatwiej, użyli wkrętów. Zdecydowanie lepiej posłużyć się wkrętarką niż młotkiem :) 






Z racji tego, że strych nie będzie odwiedzany przez gości, deski nie zostały wyszlifowane bardzo dokładnie. Ale, jeśli ktoś chce je wykorzystać w innym miejscu, gdzie powinny lepiej się prezentować, może po wyczyszczeniu z betonu dodatkowo je wyszlifować. W tym celu także używa się szlifierki i tarczy ściernej.


Nie wszystkie deski zostały zużyte do wykonania podłogi. Część z nich mąż postanowił przeznaczyć na inne cudo – domek narzędziowy. Mam nadzieję, że jego zapał nie okaże się słomiany i wiosną będę mogła Wam pokazać, co stworzył ten mój stolarz :)



10 komentarzy :

  1. Wszystko trzeba wykorzystać, bo wtedy efekt cieszy bardziej niż mając świadomość, że coś poszło na zmarnowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak dobrze to wygląda, to radość jest jeszcze większa :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje za pomysł! Nigdy bym na taki nie wpadła. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale świetny pomysł - solidna podłoga to podstawa i fajnie, że się u Was nic nie marnuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że właśnie nic się nie marnuje, bo gdyby nie deski z szalunku, to i tak trzeba by kupić coś innego, żeby zrobić podłogę.

      Usuń
  5. I efekt jest przy okazji oszczędności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Wprawdzie trochę pracy to kosztowało, ale zapewne przeliczając to na pieniądze, mniej niż kupienie nowych desek na podłogę.

      Usuń
  6. pozazdrościć takiego utalentowanego męża:) Ciekawe jak ten domek na narzędzia mu wyjdzie (ładne określenie na składzik).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Talentu do tego mieć nie trzeba :) Ale faktycznie spisał się dzielnie, bo czyścił deski kilka dni po kilka godzin, a szlifierka trochę waży, więc nie powiem, namęczył się przy tym. Też jestem ciekawa czy zrobi ten domek i jak mu to wyjdzie. Na razie plany ma ambitne :)

      Usuń