czwartek, 23 marca 2017

Woda – tak do życia potrzebna, a ile z nią problemów…

Długo nic nie pisałam, ale to nie znaczy, że na budowie nic się nie dzieje. Dość dużo się dzieje, a dokładnie dziś zaczęło, bo wróciła do nas ekipa zajmująca się hydrauliką. Dzisiejszy wpis jednak nie będzie o tym, bo panowie zaczęli pracę z rana, więc nie ma jeszcze o czym pisać. Opiszę natomiast zmagania mojego męża z częścią przyłącza wodociągowego. Jest to sprawa, która spędzała nam sen z powiek przez długie tygodnie, ale ostatecznie okazało się, że faktycznie przysłowiowy diabeł nie jest taki straszny…

Podczas wykonania ław fundamentowych murarze nie poprowadzili pod spodem żadnej rury osłonowej, w którą będzie można włożyć rurę doprowadzającą wodę do domu. Pozostawili nam jedynie niewielki kawałek podłogi w kotłowni, niezalany chudziakiem, by wykonać w tym miejscu podłączenie. Panowie wcisnęli nam bajeczkę, że podłączenie wody wykonuje zakład wodociągów taką specjalną maszyną, która przebije się pod ławami fundamentowymi i przez ten piach, którym wypełniony jest fundament pod domem. Nie protestowaliśmy, bo jakoś logiczne nam się wydawało, że podłączeniem wody do wodomierza zajmuje się zakład wodociągów. W końcu zakład energetyczny czy gazownia wykonują przyłącze do licznika, a dopiero za licznikiem należy to do inwestora. Niestety przy wnioskowaniu o warunki przyłącza wodociągowego, dowiedzieliśmy się, że żadnych specjalnych maszyn nie ma do bezinwazyjnego podkopania się pod fundament, a przyłącze wodociągowe możemy wykonać samodzielnie, zakład wodociągowy założy jedynie zasuwę na głównym wodociągu i na tym kończy się ich praca. Wizja zaoszczędzenia kilku stówek była kusząca, więc postanowiliśmy wykonać przyłącze samodzielnie. Znaczy na razie jego część, bo z resztą musimy czekać na zawarcie umowy z zakładem wodociągów, a tam się „cuda” ostatnio dzieją i praca się opóźnia. Zapewniają nas jednak, że szybko będzie można ruszyć z resztą i wykonać przyłącze wodne.   

W związku z tym mąż przystąpił do pracy, bo niestety nie działa tu zasada, co się odwlecze, to nie uciecze, gdyż rura, którą będzie płynąć nam woda, musiała zostać zamontowana w domu przed położeniem na podłogę styropianu i wykonaniem wylewki. Na początku wykopał ogromną dziurę na zewnątrz domu, w tym miejscu, którędy zostanie poprowadzone przyłącze wodociągowe. Musiał zrobić wykop o głębokości 1,6m, żeby móc poprowadzić rurę pod ławą fundamentową.

Schody zaczęły się, gdy trzeba było wykopać dziurę w domu, w miejscu, które murarze pozostawili bez betonu. W tym celu wybrał piach z głębokości około 1m, a później przebijał się przez warstwę gliny. Trudność sprawiło mu to, że konieczne było pozbycie się ziemi spod ławy fundamentowej, a ta ma dobre 50cm grubości, ale udało się. Można było włożyć rurę od wody pod ławę i wyjąć ją z drugiej strony w kotłowni. Postanowiliśmy włożyć rurę na odcinku 4m w otulinę piankową, by podczas jej przeciągania pod ławą fundamentową, nie uległa zniszczeniu. Dodatkowo w miejscu, gdzie będzie styropian i wylewka, rurę z otuliną włożyliśmy w rurę kanalizacyjną, by po zalaniu betonem nie przylegał on bezpośrednio do rury, którą będzie płynąć woda (Kurcze, wszędzie rura i rura, ale mam nadzieję, że wiecie, o co chodzi ;) ).



niedziela, 12 marca 2017

Kolejna wielka zmiana w naszym domu!


Już ostatnio wspominałam, że niebawem w naszym domu rozpoczęte będą nowe prace – tynkarskie. Na rodzaj tynku musieliśmy się zdecydować już kilka miesięcy temu, gdy wybieraliśmy ekipę, która go wykona. O tym później, bo najpierw przedstawię Wam kilka uwag dotyczących tynku cementowo-wapiennego (nazywanego przeze mnie tradycyjnym) i gipsowego. Wybór pomiędzy nimi jest dość trudny, bo obydwa rozwiązania posiadają zarówno zalety jak i wady.
  
Tradycyjny tynk cementowo-wapienny jest wykonany, jak wskazuje jego nazwa, z cementu i wapna, a do tego jeszcze piasku i oczywiście wody. Piasek sprawia, że po nałożeniu tynk ma chropowatą powierzchnię, co dla niektórych osób nie jest estetycznym wykończeniem ścian, dlatego decydują się na wykonanie gładzi. Moim zdaniem jest to jednak jedyna wada tradycyjnego tynku. Za to rekompensuje ją wiele zalet. Mianowicie, tradycyjny tynk jest paroprzepuszczalny, więc para wodna może przenikać przez mury, pod warunkiem, że na zewnątrz też znajduje się paroprzepuszczalne ocieplenie. Znaczna domieszka wapna ma działanie grzybobójcze, dlatego jest mniejsze prawdopodobieństwo, że na tradycyjnym tynku pojawi się pleśń lub grzyb. Poza tym, tynk cementowo-wapienny odznacza się bardzo dużą odpornością na uszkodzenia mechaniczne i to przemawia do mnie najbardziej. Jego zalety sprawiają, że idealnie nadaje się do pomieszczeń narażonych na wilgoć oraz takich, gdzie łatwo uszkodzić powierzchnię ściany, czyli są to: kuchnie, łazienki, kotłownie, klatki schodowe czy garaże i inne pomieszczenia gospodarcze.

Obecnie zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszy się tynk gipsowy, o którym mówi się, że jest ekologiczny i zdrowy, ponieważ ma zdolność pochłaniania wilgoci, gdy jest jej w powietrzu zbyt dużo i oddawania, kiedy wilgotność powietrza zmniejsza się. W tynku gipsowym stosowany jest piasek kwarcowy, który nie powoduje chropowatości ścian, dlatego nie ma potrzeby wykonywania gładzi. Tynk gipsowy jest „cieplejszy”, ponieważ ma niższy współczynnik przenikania ciepła od tradycyjnego tynku, a jak zapewne wiecie, im jest on niższy, tym lepiej. Jego wadę stanowi natomiast znaczna podatność na uszkodzenia mechaniczne i mała odporność na stałe zawilgocenie powietrza. Przy zawilgoceniu utrzymującym się przez dłuższy czas na poziomie około 80%, traci on swoje właściwości. Minusem może być także to, że stal bez zabezpieczenia antykorozyjnego może rdzewieć mając kontakt z tynkiem gipsowym.


Zestawienie plusów i minusów obu rodzajów tynku stwarza konieczność zastanowienia się nad wyborem. U nas wybór był dość prosty, bo polecono nam firmę, która w ogóle nie zajmuje się wykonywaniem tynku gipsowego. Mąż początkowo nie był zadowolony, bo jemu jednak bardziej podobają się gładkie ściany. Mnie, może nie przeszkadzałby tak bardzo widoczny piasek, ale tynk musi być wykonany porządnie i równo, bo krzywych ścian nie zniosę ;) Obejrzeliśmy efekty pracy firmy, którą nam polecono i spodobało nam się, więc wybór padł na tynk cementowo-wapienny.

Poniżej przedstawiam efekty kilkudniowej pracy ekipy tynkarskiej. 





niedziela, 5 marca 2017

Demolka w moim domu!


Kilka dni temu zaczęliśmy wykonanie instalacji wodno-kanalizacyjnej. Panowie muszą się spieszyć, bo jednak zajmuje im to więcej czasu niż przypuszczali, a lada moment zaczynamy tynkowanie. Na razie wykonywane są tylko te elementy instalacji, które muszą być ukryte pod tynkiem. Na resztę przyjdzie czas później, bo jak twierdzi nasz hydraulik, tynkarze często niszczą instalację wodno-kanalizacyjną i on woli wykuć sobie przed tynkowaniem to, co jest potrzebne, a dopiero później rozkładać rurki. Ufamy mu, bo to świetny fachowiec, więc jako laicy nie będziemy protestować. 

Na razie mamy w domu demolkę. W kilku ścianach potrzebne było porządne kucie. Jak na przykład na poniższym zdjęciu z kotłowni. W tym miejscu będą poprowadzone rurki z wodą do łazienki znajdującej się nad kotłownią oraz trzeba poprowadzić pion kanalizacyjny. Chwilowo mamy tylko ogromną dziurę w ścianie.



Zamontowana została obudowa rozdzielni do ogrzewania podłogowego. Kotłownia była jedynym miejscem, gdzie można ją było zlokalizować na parterze. Niestety w tym miejscu ściana jest tylko działowa, więc konieczne było wykucie się na wylot do sypialni. Teraz tynkarze będą musieli wykombinować coś, by zamaskować te ogromną dziurę w taki sposób, aby ściana nie pękała. Na poddaszu rozdzielnia zostanie ukryta w garderobie. Mamy w niej niewielka wnękę, w którą z powodzeniem zmieści się skrzynka, więc obyło się bez kucia w ścianie. A kotłownia wygląda jak na zdjęciu.