Już prawie mamy dach!
Mamy ułożoną więźbę dachową oraz wymurowane szczyty i
kominy, więc można pracować dalej, by „zamknąć” budynek dachem. Pewnie
widzieliście na zdjęciach w poprzednim wpisie, że w niektórych miejscach ściana
domu bardzo przemokła. Najbardziej namakała przy schodach, bo są wcięte w mur i
przy kominach, pewnie dlatego, że beton nie był idealnie równy i lekko schodził
ku kominom, więc tam też tworzyły się kałuże po deszczu. Dla mnie był to smutny
widok, dlatego wypatrywałam ekipy wykonującej dach, by wreszcie prace dobiegły końca, a mur mógł schnąć całe lato.
Ale przed dalszymi pracami przy wykonaniu dachu, konieczne
było ocieplenie tych części ścian, które znajdą się pod podbitką. Później nie
byłoby to możliwe, więc w tym miejscu ściana przemarzałaby, a w pomieszczeniach
na poddaszu byłoby zimno, bo niestety mur o grubości 25 cm z pustaka
ceramicznego to nie jest rewelacyjny izolator. Ocieplenie wykonał mój zdolny brat.
Mimo, że robił to pierwszy raz, wyszło rewelacyjnie. Obserwowałam go przy pracy
i przyznam, że tak dokładnego fachowca w akcji nie widziałam. Może chciał się
spisać, bo go kontrolowałam, znaczy podawałam mu płyty styropianu, czyli
czynnie pomagałam w pracy ;) Na zdjęciu możecie zobaczyć efekt jego pracy.
Do ocieplenia ścian wybraliśmy styropian grafitowy o
grubości 20 cm i lambdzie 0,032. Już wspominałam, że mam słabość do ciepła,
dlatego nasz dom ma być w konstrukcji podobny do termosu ;) Wspomniana przeze
mnie lambda jest to współczynnik przewodzenia ciepła, najważniejszy element,
jeśli chodzi o wybór styropianu. Jego cena jest zdecydowanie wyższa niż
zwykłego styropianu fasadowego o lambdzie 0,040 czy 0,038. Jestem jednak
zdania, że inwestycja w styropian czy wełnę, bo tę też można użyć do ocieplenia
elewacji, zwraca się dość szybko w postaci zdecydowanie niższych rachunków za
ogrzewanie niż w przypadku styropianu o słabszym współczynniku.
Po skończeniu ocieplenia wykonywanego przez mojego brata,
znów na budowie pojawił się cieśla z ekipą. W pierwszej kolejności zamontowali
membranę (folię) dachową. Postawiliśmy na grubość 180 g/m2, czyli
tak w sam raz, jak na nasze oko. W następnej kolejności do więźby przybite
zostały łaty. Ekipa wykonująca dach była trochę problematyczna, niestety. O ile
z murarzami nie było problemu, jedynie czasem próbowali mi pokazać swoją
wyższość pod względem wiedzy i kiedy zaczynałam się lekko mądrzyć, to dawali mi
„zadania domowe”, żebym coś poczytała czy zastanowiła się jak ma być zrobione,
chociaż dobrze sami wiedzieli, bo przecież nie pierwszy dom wybudowali. Chyba
nie za bardzo przepadali za wrednymi ludźmi, którzy wszędzie nos wtykają i to
była forma pozawerbalnego wyrażenia: Taka
jesteś mądra? To zobaczysz! Ale znowu cieśla załamywał nas każdego dnia. Na
czas budowy zamieszkałam u swoich rodziców, żeby być ciągle na miejscu,
kontrolować postępy prac i decydować w różnych, ważnych sprawach, których
często przez telefon nie da się uzgodnić. Kiedy panowie kończyli mocowanie
drewnianych elementów dachu, zabrakło gwoździ. I nawet nie pomyśleli, by pójść
do domu moich rodziców, gdzie zresztą mieli przygotowany dla siebie kącik
socjalny i bywali tam kilka razy w ciągu dniówki, żeby mnie poprosić o ich
dokupienie, tylko dzwonili do mojego męża pracującego 70 km dalej, z prośbą o
dokupienie gwoździ. Od tej pory każdy dzień ich pracy zaczynałam przywitaniem: Czy coś trzeba Panom kupić? Bo jak się
okazało, lista niezbędnych rzeczy była przygotowana jak dla eksperta, który
wie, co przy wykonaniu dachu jest potrzebne, a nie dla laika kompletnie się
nieznającego. Cieśla uznał, że nie musimy kupić od razu wszystkiego, zawsze
przecież można robić kilka kursów dziennie do składu budowlanego. A co tam,
mamy się nudzić w domu i czuć niepotrzebni?
Pięknie rośnie, aż serce pęka z dumy. Dom to również moje marzenie, będę zatem zagladała na blog korzystając z cennych informacji:-)
OdpowiedzUsuńZapraszam, bo jak tylko po zimowej przerwie w pracach ruszymy z kolejnymi etapami, pojawią się rady, które przydadzą się nie tylko budującym dom :)
Usuńmnie też się marzy dom. A tak naprawdę to nie o dom mi chodzi, a o wielki ogród i mieszkanie poza miastem. Oby kiedyś się udało :)
OdpowiedzUsuńJak widać, marzenia się spełniają. Życzę, by i Wasze się spełniło :)
UsuńDługo rozważaliśmy czy dom czy centrum miasta. Wybraliśmy miasto. Dom chcemy wybudować jako bazę wakacyjną. Chętnie będziemy korzystać z Waszych rad .-)
OdpowiedzUsuńJa prawie całe życie spędziłam na wsi, z kolei mąż w mieście. Nie za bardzo chciał się przekonać do domu, ale udało się. A Wam życzę własnego miejsca na uboczu, gdzie będziecie mogli wypoczywać, nawet wakacyjnie :)
UsuńWspaniale :) Nie ma jak własny dom ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak ;) Za ścianą nie ma hałaśliwych sąsiadów ;)
UsuńPosiadanie własnego domu jest czymś fantastycznym. Żyjesz sobie w spokoju i ciszy, sąsiedzi nie podsłuchują... :) Bardzo fajny pomysł na post! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O właśnie to, sąsiedzi nie podsłuchują. Mogą jedynie przez okna zaglądać, ale na to są rolety ;)
Usuń