poniedziałek, 25 września 2017

Łazienka na finiszu

Bardzo długo zajęło mi zebranie się do napisania tego wpisu, bo nie było czasu. Urządzanie domu szło pełną parą, co zresztą widzieliście na Facebooku, bo od czasu do czasu zamieściłam jakieś zdjęcie. Dziś przyszedł czas, żeby pochwalić się już gotową łazienką. Tak, tą żółtą, której kolor mało komu odpowiada, ale podkreślam, to moja łazienka i ten kolor jest dla mnie rewelacyjny. W moim domu nie może być szaro-buro i ponuro, taki po prostu mam gust, który nie zmienia się pod wpływem panującej mody ;) 

O wyposażeniu łazienki już kiedyś pisałam, więc nie będę się zgłębiać ponownie w ten temat. Jedynie szafka pod umywalkę długo pozostawała niewiadomą, bo nie mogliśmy się zdecydować na kolor. Ostatecznie wybór padł na czarny mat. Daje ona kontrast dla bieli i żółci, która zagościła w naszej łazience oraz komponuje się z czarnymi listwami szklanymi i dekorem. Kiedy snułam na blogu przemyślenia o czarnej szafce, pojawiały się komentarze, że będzie na niej widać zacieki od wody. Mogę teraz to zdementować, nie ma zacieków na czarnej szafce, bo wystarczy przetrzeć ją, gdy się pochlapie. Nawet jakby była biała, to będą widoczne na niej zacieki po niewytartej wodzie. Cóż, jak się chce mieć ładnie i czysto, trzeba czasem wyruszyć ze ścierką na sprzątanie domu ;) Trzeba jedynie uważać, żeby nie pobrudzić jej kremem lub innym tłustym kosmetykiem, bo ciężko go zmyć później. O wiele łatwiej zmywa się takie plamy z szafek na wysoki połysk. 



Użytkując swoją łazienkę mogę już stwierdzić, czego bym nie zrobiła w przyszłości, a co było dla mnie strzałem w dziesiątkę. Biała podłoga to jednak jest porażka. Widać na niej każdy kurz i włosy, których po czesaniu jest pełno. Nadmieniam, że jestem blondynką i moje blond włosy, które leżą na podłodze, są widokiem nie do zniesienia. A wydawałoby się, że blond włosów nie będzie aż tak widać. W efekcie trzeba ciągle biegać z miotłą (nie mam jeszcze odkurzacza, który będzie dla mnie wybawieniem). Do tego białe fugi, które bardzo się brudzą. Podejrzewam, że po maksymalnie 6 miesiącach zmienią kolor na szary. W łazience na poddaszu zrezygnuję z białej podłogi.

Przezroczysta kabina prysznicowa prezentuje się rewelacyjnie i chociaż muszę ją wycierać po każdej kąpieli (tak jestem do tego stopnia pedantyczna, że nie mogę czekać aż woda odparuje), to nie zamieniłabym jej na mleczną, matową czy jak ona się zwie. I wiecie co, nawet nie przeszkadza mi wchodzenie do wysokiego brodzika, kiedy chcę się umyć. Wiele osób odradzało nam prysznic z wysokim brodzikiem, bo trudno do niego wejść. A tu proszę, da się wejść bez większych problemów. Powiem więcej, wchodzi się do niego o wiele łatwiej niż do wanny, która z reguły jest wyższa od brodzika prysznicowego. A jak będę stara, to sobie wymienię prysznic, żebym nie musiała wchodzić do wysokiego brodzika ;)  



    


niedziela, 2 lipca 2017

Wskazówki dotyczące układania płytek na posadzce w domu z ogrzewaniem podłogowym


W tym tygodniu rozpoczęliśmy układanie płytek na podłodze. Zanim do tego przystąpiliśmy, postanowiliśmy skontaktować się z producentem naszej okładziny podłogowej, by uzyskać zalecenia do poprawnego ich montażu. Płytki, na które się zdecydowaliśmy to Cerrad, kolekcja Lussaca w kolorze Dust. Jest to klinkier szkliwiony w formacie deski, którego wymiar wynosi 60 x 17,5 cm.

Zanim przejdę do prezentacji pierwszych zdjęć wykonania podłogi, przedstawię Wam zalecenia, które otrzymaliśmy od producenta:

1. Wysezonowanie wylewki – wylewka, na której układa się płytki powinna mieć odpowiednią wilgotność. Zapewne ekipy, które zajmują się wykonywaniem wylewek stwierdzą, że na wylewce betonowej można kłaść płytki po 2 tygodniach od jej wykonania. Nie jest to prawdą, szczególnie, gdy mamy ogrzewanie podłogowe. Nowa wylewka musi być wysezonowana przynajmniej przez 28 dni. Po tym czasie należy przystąpić do wygrzewania wylewki. Wilgotność podłoża, na którym układane są płytki nie powinna przekraczać 4%, ponieważ w przeciwnym razie para wodna powstająca pod wpływem ogrzewania z wilgoci znajdującej się w wylewce będzie parła ku górze. Może to prowadzić do uszkodzenia okładziny.  

2. Odpowiednie przygotowanie powierzchni do układania płytek – należy pamiętać, że powierzchnia, na której układamy płytki musi być czysta, odpylona, równa i przyczepna. Podłoże musi być stabilne, co oznacza, że nie zaleca się układania płytek na podłożu o słabej przyczepności, kruchym czy łuszczącym się. Wylewka musi zostać oczyszczona z wszelkiego pyłu. U nas było go dużo, ponieważ czyściliśmy tynk z luźnego piasku. Powierzchnię, na której układane są płytki oczyszczamy etapami, by nie brudzić podłoża przygotowanego pod układanie płytek. Kilkakrotnie odkurzamy je i później gruntujemy Uni Gruntem Atlas. Celem zastosowania emulsji gruntującej jest zwiększenie przyczepności kleju, uregulowanie chłonności podłoża i wzmocnienie go. Odpowiednie przygotowanie podłoża do układania płytek ma bardzo duże znaczenie, ponieważ w przypadku błędów na tym etapie może w przyszłości dojść do odspajania płytek lub ich pękania.


3. Rozplanowanie ułożenia płytek – przed przystąpieniem do układania płytek warto rozplanować ich układ na powierzchni, aby w ten sposób ograniczyć straty w materiale, które wynikają z konieczności ich docinania. Rozplanowanie płytek ma też ogromne znaczenie pod względem estetycznym, ponieważ płytki docięte zgodnie z planem wyglądają bardziej efektownie. Warto planować docięcia w miejscach, które są najmniej widoczne, oczywiście jeśli jest to możliwe. Musimy się liczyć z tym, że nie zawsze można to wykonać tak, jak byśmy chcieli, ale z pewnością można podnieść walory estetyczne podłogi dzięki dokładnemu rozplanowaniu.

niedziela, 25 czerwca 2017

Nasze wybory wyposażenia łazienki


W ostatnim wpisie mogliście zobaczyć projekt naszej łazienki. Zdecydowaliśmy się na nietypowe płytki Paradyż z kolekcji Vivida. Na facebookowym profilu mogliście już zobaczyć zdjęcia, ale na ostateczny efekt jeszcze trochę poczekamy, bo nie mamy jeszcze zamówionej szafki pod umywalkę, ze względu na to, że nie mogliśmy się zdecydować, jaki kolor wybrać ;) A poza tym, musimy znów porzucić prace w łazience, by zająć się układaniem płytek w kuchni i wiatrołapie, bo niestety montażu mebli kuchennych i szafy nie da się odkładać w nieskończoność. Poniżej kilka zdjęć z prac przy układaniu płytek w łazience.  





środa, 17 maja 2017

Projekt łazienki na parterze

Wreszcie przyszedł czas na to, co w budowie domu jest najciekawsze, daje najwięcej satysfakcji - urządzanie. Już w poprzednim wpisie wspomniałam o kotłowni, która właśnie jest robiona, ale to akurat najmniej ciekawe pomieszczenie w domu. Dziś zaprezentuję Wam projekt swojej łazienki. Na razie tylko tej na parterze, bo ograniczamy się do urządzenia tylko tej części domu. Resztę będziemy wykańczać w późniejszym czasie. Tak wiem, kurzy się strasznie, ale jakoś to przeżyjemy. Po to chciałam dom z osobnym wejściem na poddasze i drzwiami oddzielającymi piętra, by podczas urządzania poddasza nie było w domu pobojowiska i sterty kurzu.

Kilka miesięcy temu snułam już plany, jak urządzić parter naszego domu. Pisałam też o łazience i wiecie co, moja koncepcja się zmieniła, bo znalazłam płytki, które mnie oczarowały. Początkowo chciałam, by łazienka była szara z żółtymi dodatkami. Szarych płytek jest bez liku, więc skupiliśmy się z mężem na poszukiwaniu żółtych, bo to mniej popularny kolor. I nagle ukazały się nam - piękne, żółte płytki (tak dla mnie one są żółte mimo, że każdy widzi w nich kolor pomarańczowy), jak je sobie wymarzyłam. Akurat szarego koloru w tej kolekcji nie było, więc postanowiliśmy połączyć żółty z białym i czarnym. 

Ach ja niemodna, teraz króluje styl skandynawski, a ja sobie żółtą łazienkę wymyśliłam, jak z jakiegoś PRL-u ;) A, co wolno mi, bo jest moja!

Projekt łazienki przygotowała dla nas pani Monika Pajączkowska z BEST w Wolbromiu, a dzięki jej uprzejmości, mogę się nim Wam pochwalić.     
   





niedziela, 14 maja 2017

Mamy już wodę w domu! 

Pewnie pomyślicie sobie, że nie nie ma się z czego cieszyć, bo woda jak woda, zwykłe dobrodziejstwo czasów współczesnych. Ale dla nas podłączenie wody do domu było nie małą przeprawą. Trudno nam się było dogadać z zakładem wodociągów, bo jako laicy, którzy pierwszy raz w życiu chcieli podłączyć wodę do budynku mieszkalnego, nie mieliśmy bladego pojęcia, co i gdzie załatwiać. Panowie z wodociągów sprawy nam nie ułatwiali robiąc ze wszystkiego tajemnicę Poliszynela i udzielając zdawkowych informacji. Nie mówiąc o tym, że czekaliśmy miesiąc na podbicie kilku pieczątek na projekcie przyłącza wodociągowego. Udało nam się je uzyskać dopiero po wizycie, którą zdenerwowani złożyliśmy w zakładzie wodociągów. I wtedy nagle coś się ruszyło, bo jeden miły pan poinformował nas, co mamy robić i nawet zaoferował, że przyjdzie sprawdzić czy dobrze wykonujemy przyłącze, bo postanowiliśmy zrobić to samodzielnie, metodą gospodarczą. 

Długość naszego przyłącza wodociągowego wyniosła 18m, a wykop miał głębokość od 1,6m do 1,2m. Tu, gdzie jest bardziej płytki będziemy podnosić teren, więc rura znajdzie się głębiej. Kiedyś już wspominałam, że mąż wykonał wykop pod ławę fundamentową, by wprowadzić rurę od wody do kotłowni. Tym razem też stwierdził, że nie będzie korzystał z usług koparki, tylko samodzielnie zrobi wykop od domu do wodociągu. Zajęło mu to dwa dni, ale duma go rozpiera, że zrobił to sam :) Patrzcie, jaki ogromny wykop wykonał!




       

niedziela, 30 kwietnia 2017


Czyszczenie tynku cementowo-wapiennego

W jednym z poprzednich wpisów poruszałam temat tynku, na jaki się zdecydowaliśmy w naszym domu. Uzasadniłam także nasz wybór, więc jeśli kogoś to ominęło, a nie wie czy w swoim domu wykonać tynk gipsowy czy cementowo-wapienny, zapraszam do lektury. Pisałam także, że tynk, który został u nas wykonany musi być wyczyszczony przed pomalowaniem ścian. Dlatego dziś napiszę kilka słów o czyszczeniu tynku.

Ekipa tynkarska poleciła nam, by tynk po wyschnięciu wyczyścić szlifierką z tarczą, na którą zakłada się papier ścierny. Jednak znajomi, którzy próbowali zastosować to rozwiązanie, odradzili nam ze względu na to, że nie mając wprawy, można sobie miejscami przetrzeć ścianę, co spowoduje, iż będzie ona wyglądać brzydko. W związku z tym mąż postanowił czyścić ściany ręcznie z użyciem papieru ściernego o grubości 60. Efekt okazał się mało zadowalający, w dodatku trzeba było się namęczyć, by wyczyścić mały kawałek ściany. 

Polecano nam także czyszczenie kamieniem szlifierskim, ale nie mogliśmy kupić takiego, który wygodnie trzymałoby się w ręce. Dlatego mąż postanowił do czyszczenia użyć cegły silikatowej. Okazało się, że jest to najlepsze rozwiązanie, a praca idzie zdecydowanie szybciej niż z użyciem papieru ściernego. Efekt też jest znacznie lepszy. 


Ściana przed wyczyszczeniem 

wtorek, 18 kwietnia 2017

Wylewka 

Tytuł dzisiejszego wpisu mówi chyba wszystko na temat tego, że w naszym domu wykonana została wylewka. Jest już od kilku dni, ale najpierw nie można było po niej chodzić, a później nie mogłam znaleźć czasu, by kontynuować opisywanie postępów na budowie.

Przed wykonaniem wylewki mąż musiał wykonać ocieplenie balkonów. W tym celu zaizolował je najpierw dysperbitem, a później przyklejał styropian XPS. Z niewiadomych nam przyczyn grubości styropianu wyszły inne - różnica wynosi 2cm. W związku z tym na balkonie nad wykuszem jest 7cm styropianu, a na balkonie nad wejściem do domu - 5cm. Wykusz jest dodatkowo ocieplony styropianem XPS o grubości 10cm od środka, bo te 7cm na balkonie byłoby zbyt mało. Oczywiście na styropianie została wykonana kolejna warstwa izolacji przeciwwilgociowej z folii budowlanej. Poniżej przedstawiam tylko dwa zdjęcia z wykonania balkonu, ponieważ zanim zdążyłam przybiec z aparatem na budowę, mąż przykrył gotowy balkon folią, by styropianu nie zmoczył deszcz, który jak się rozpadał, leje do dziś z małymi przerwami i niestety nie uwieczniłam już przed wykonaniem wylewki, całości dzieła męża.   


     

sobota, 1 kwietnia 2017

Ogrzewanie podłogowe

Temat ogrzewania w naszym domu zaczęliśmy analizować, gdy jeszcze był on w budowie. Zachęcało nas bardzo popularne ogrzewanie podłogowe, choć nie powiem, miałam początkowo obawy, bo przecież wszystko jest pod wylewką, a jak coś się stanie? Kaloryfer można wymienić bez problemu, z rurkami od ogrzewania podłogowego już tak prosto nie jest.  Jednak pan zajmujący się instalacjami grzewczymi swoimi argumentami przekonał nas do ogrzewania podłogowego.

Już na etapie budowy murarz polecał nam przemyślenie ogrzewania podłogowego, bo tak naprawdę w naszym domu kaloryfery nie za bardzo by się wkomponowały. Zwłaszcza na poddaszu, gdzie mamy jedno okno dachowe a wszystkie inne balkonowe. Zaczęliśmy czytać na ten temat, dopytywać osób, które taką instalację mają i osób zajmujących się jej montażem. I stanęło na podłogówce, bo argumenty za są bardzo silne.

Warto wiedzieć, że to ogrzewanie ma porównywalnie wiele plusów i minusów. Do plusów, które wskazał nam pan zajmujący się ogrzewaniem należy: utrzymywanie niższej temperatury na piecu (w przypadku podłogówki wystarczy 35°C, a do grzejników potrzeba około 60°C), większa oszczędność i to, że przy ogrzewaniu gazowym tradycyjne grzejniki nie sprawdzają się tak dobrze. Do tych zalet dochodzi także korzystny rozkład temperatury, który pozwala na odczuwanie komfortu cieplnego przy temperaturze niższej o 2°C w porównaniu do ogrzewania grzejnikowego i równomierne oddawanie ciepła w całym pomieszczeniu, a nie tylko przy grzejniku.

Jednak, żeby nie było zbyt pięknie, ogrzewanie podłogowe ma swoje wady, a są nimi: wyższy koszt instalacji, duża bezwładność ciepła, co powoduje wolniejsze nagrzewanie się pomieszczeń, brak możliwości dokonania zmian w gotowej instalacji, brak dowolności w rozstawianiu mebli i ograniczony wybór materiałów na posadzkę.

Nasz wykonawca część tych wad uważa za mity, bo jego zdaniem ogrzewanie podłogowe wcale nie powoduje wolniejszego nagrzewania się pomieszczeń, nie jest droższe o 30-40% w stosunku do grzejników i materiał na posadzkę można wybrać dowolny. Jednak rodzaj materiałów zastosowanych na podłogach należy przewidzieć już na etapie projektowania instalacji, ponieważ w przypadku paneli, konieczne jest gęstsze ułożenie rurek grzejących, ze względu na mniejszą zdolność przewodzenia ciepła przez ten materiał. Mitem jest też, że nie można ustawiać dowolnie mebli. 

Za kilka miesięcy (mamy nadzieję) przekonamy się na własnej skórze, jakie jest ogrzewanie podłogowe w użytkowaniu. Mamy nadzieję, że wszystkie plusy faktycznie okażą się plusami, a minusy mitami. Ogrzewanie w naszym domu zostało już ukończone. Zamieszczam kilka zdjęć, a nawet dość dużo, bo nie mogłam się zdecydować, co fotografować :) 


Sypialnia na parterze


Sypialnia na parterze


Skrzynka rozdzielcza na poddaszu


Skrzynka rozdzielcza na parterze


Salon


Salon


Kuchnia

czwartek, 23 marca 2017

Woda – tak do życia potrzebna, a ile z nią problemów…

Długo nic nie pisałam, ale to nie znaczy, że na budowie nic się nie dzieje. Dość dużo się dzieje, a dokładnie dziś zaczęło, bo wróciła do nas ekipa zajmująca się hydrauliką. Dzisiejszy wpis jednak nie będzie o tym, bo panowie zaczęli pracę z rana, więc nie ma jeszcze o czym pisać. Opiszę natomiast zmagania mojego męża z częścią przyłącza wodociągowego. Jest to sprawa, która spędzała nam sen z powiek przez długie tygodnie, ale ostatecznie okazało się, że faktycznie przysłowiowy diabeł nie jest taki straszny…

Podczas wykonania ław fundamentowych murarze nie poprowadzili pod spodem żadnej rury osłonowej, w którą będzie można włożyć rurę doprowadzającą wodę do domu. Pozostawili nam jedynie niewielki kawałek podłogi w kotłowni, niezalany chudziakiem, by wykonać w tym miejscu podłączenie. Panowie wcisnęli nam bajeczkę, że podłączenie wody wykonuje zakład wodociągów taką specjalną maszyną, która przebije się pod ławami fundamentowymi i przez ten piach, którym wypełniony jest fundament pod domem. Nie protestowaliśmy, bo jakoś logiczne nam się wydawało, że podłączeniem wody do wodomierza zajmuje się zakład wodociągów. W końcu zakład energetyczny czy gazownia wykonują przyłącze do licznika, a dopiero za licznikiem należy to do inwestora. Niestety przy wnioskowaniu o warunki przyłącza wodociągowego, dowiedzieliśmy się, że żadnych specjalnych maszyn nie ma do bezinwazyjnego podkopania się pod fundament, a przyłącze wodociągowe możemy wykonać samodzielnie, zakład wodociągowy założy jedynie zasuwę na głównym wodociągu i na tym kończy się ich praca. Wizja zaoszczędzenia kilku stówek była kusząca, więc postanowiliśmy wykonać przyłącze samodzielnie. Znaczy na razie jego część, bo z resztą musimy czekać na zawarcie umowy z zakładem wodociągów, a tam się „cuda” ostatnio dzieją i praca się opóźnia. Zapewniają nas jednak, że szybko będzie można ruszyć z resztą i wykonać przyłącze wodne.   

W związku z tym mąż przystąpił do pracy, bo niestety nie działa tu zasada, co się odwlecze, to nie uciecze, gdyż rura, którą będzie płynąć nam woda, musiała zostać zamontowana w domu przed położeniem na podłogę styropianu i wykonaniem wylewki. Na początku wykopał ogromną dziurę na zewnątrz domu, w tym miejscu, którędy zostanie poprowadzone przyłącze wodociągowe. Musiał zrobić wykop o głębokości 1,6m, żeby móc poprowadzić rurę pod ławą fundamentową.

Schody zaczęły się, gdy trzeba było wykopać dziurę w domu, w miejscu, które murarze pozostawili bez betonu. W tym celu wybrał piach z głębokości około 1m, a później przebijał się przez warstwę gliny. Trudność sprawiło mu to, że konieczne było pozbycie się ziemi spod ławy fundamentowej, a ta ma dobre 50cm grubości, ale udało się. Można było włożyć rurę od wody pod ławę i wyjąć ją z drugiej strony w kotłowni. Postanowiliśmy włożyć rurę na odcinku 4m w otulinę piankową, by podczas jej przeciągania pod ławą fundamentową, nie uległa zniszczeniu. Dodatkowo w miejscu, gdzie będzie styropian i wylewka, rurę z otuliną włożyliśmy w rurę kanalizacyjną, by po zalaniu betonem nie przylegał on bezpośrednio do rury, którą będzie płynąć woda (Kurcze, wszędzie rura i rura, ale mam nadzieję, że wiecie, o co chodzi ;) ).



niedziela, 12 marca 2017

Kolejna wielka zmiana w naszym domu!


Już ostatnio wspominałam, że niebawem w naszym domu rozpoczęte będą nowe prace – tynkarskie. Na rodzaj tynku musieliśmy się zdecydować już kilka miesięcy temu, gdy wybieraliśmy ekipę, która go wykona. O tym później, bo najpierw przedstawię Wam kilka uwag dotyczących tynku cementowo-wapiennego (nazywanego przeze mnie tradycyjnym) i gipsowego. Wybór pomiędzy nimi jest dość trudny, bo obydwa rozwiązania posiadają zarówno zalety jak i wady.
  
Tradycyjny tynk cementowo-wapienny jest wykonany, jak wskazuje jego nazwa, z cementu i wapna, a do tego jeszcze piasku i oczywiście wody. Piasek sprawia, że po nałożeniu tynk ma chropowatą powierzchnię, co dla niektórych osób nie jest estetycznym wykończeniem ścian, dlatego decydują się na wykonanie gładzi. Moim zdaniem jest to jednak jedyna wada tradycyjnego tynku. Za to rekompensuje ją wiele zalet. Mianowicie, tradycyjny tynk jest paroprzepuszczalny, więc para wodna może przenikać przez mury, pod warunkiem, że na zewnątrz też znajduje się paroprzepuszczalne ocieplenie. Znaczna domieszka wapna ma działanie grzybobójcze, dlatego jest mniejsze prawdopodobieństwo, że na tradycyjnym tynku pojawi się pleśń lub grzyb. Poza tym, tynk cementowo-wapienny odznacza się bardzo dużą odpornością na uszkodzenia mechaniczne i to przemawia do mnie najbardziej. Jego zalety sprawiają, że idealnie nadaje się do pomieszczeń narażonych na wilgoć oraz takich, gdzie łatwo uszkodzić powierzchnię ściany, czyli są to: kuchnie, łazienki, kotłownie, klatki schodowe czy garaże i inne pomieszczenia gospodarcze.

Obecnie zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszy się tynk gipsowy, o którym mówi się, że jest ekologiczny i zdrowy, ponieważ ma zdolność pochłaniania wilgoci, gdy jest jej w powietrzu zbyt dużo i oddawania, kiedy wilgotność powietrza zmniejsza się. W tynku gipsowym stosowany jest piasek kwarcowy, który nie powoduje chropowatości ścian, dlatego nie ma potrzeby wykonywania gładzi. Tynk gipsowy jest „cieplejszy”, ponieważ ma niższy współczynnik przenikania ciepła od tradycyjnego tynku, a jak zapewne wiecie, im jest on niższy, tym lepiej. Jego wadę stanowi natomiast znaczna podatność na uszkodzenia mechaniczne i mała odporność na stałe zawilgocenie powietrza. Przy zawilgoceniu utrzymującym się przez dłuższy czas na poziomie około 80%, traci on swoje właściwości. Minusem może być także to, że stal bez zabezpieczenia antykorozyjnego może rdzewieć mając kontakt z tynkiem gipsowym.


Zestawienie plusów i minusów obu rodzajów tynku stwarza konieczność zastanowienia się nad wyborem. U nas wybór był dość prosty, bo polecono nam firmę, która w ogóle nie zajmuje się wykonywaniem tynku gipsowego. Mąż początkowo nie był zadowolony, bo jemu jednak bardziej podobają się gładkie ściany. Mnie, może nie przeszkadzałby tak bardzo widoczny piasek, ale tynk musi być wykonany porządnie i równo, bo krzywych ścian nie zniosę ;) Obejrzeliśmy efekty pracy firmy, którą nam polecono i spodobało nam się, więc wybór padł na tynk cementowo-wapienny.

Poniżej przedstawiam efekty kilkudniowej pracy ekipy tynkarskiej. 





niedziela, 5 marca 2017

Demolka w moim domu!


Kilka dni temu zaczęliśmy wykonanie instalacji wodno-kanalizacyjnej. Panowie muszą się spieszyć, bo jednak zajmuje im to więcej czasu niż przypuszczali, a lada moment zaczynamy tynkowanie. Na razie wykonywane są tylko te elementy instalacji, które muszą być ukryte pod tynkiem. Na resztę przyjdzie czas później, bo jak twierdzi nasz hydraulik, tynkarze często niszczą instalację wodno-kanalizacyjną i on woli wykuć sobie przed tynkowaniem to, co jest potrzebne, a dopiero później rozkładać rurki. Ufamy mu, bo to świetny fachowiec, więc jako laicy nie będziemy protestować. 

Na razie mamy w domu demolkę. W kilku ścianach potrzebne było porządne kucie. Jak na przykład na poniższym zdjęciu z kotłowni. W tym miejscu będą poprowadzone rurki z wodą do łazienki znajdującej się nad kotłownią oraz trzeba poprowadzić pion kanalizacyjny. Chwilowo mamy tylko ogromną dziurę w ścianie.



Zamontowana została obudowa rozdzielni do ogrzewania podłogowego. Kotłownia była jedynym miejscem, gdzie można ją było zlokalizować na parterze. Niestety w tym miejscu ściana jest tylko działowa, więc konieczne było wykucie się na wylot do sypialni. Teraz tynkarze będą musieli wykombinować coś, by zamaskować te ogromną dziurę w taki sposób, aby ściana nie pękała. Na poddaszu rozdzielnia zostanie ukryta w garderobie. Mamy w niej niewielka wnękę, w którą z powodzeniem zmieści się skrzynka, więc obyło się bez kucia w ścianie. A kotłownia wygląda jak na zdjęciu.



niedziela, 26 lutego 2017


Instalacja elektryczna wreszcie jest ukończona 

Nasza przygoda z wykonywaniem instalacji elektrycznej dobiegła końca. Zostało jedynie podłączenie wszystkiego w rozdzielni, ale tym zajmiemy się dopiero po otynkowaniu domu wewnątrz. Trochę to wszystko trwało, bo pogoda nie była łaskawa z częstymi niskimi temperaturami. Czasem mieliśmy wrażenie, że w naszym domu jest zimniej niż na zewnątrz. Poza tym instalację robił samodzielnie mój brat, po pracy, więc tym bardziej się dłużyło, bo jakby miał obeznanego w temacie pomocnika, to praca szłaby znacznie szybciej. Ale nareszcie jest koniec!

Jeden z pokoi na poddaszu postanowiliśmy zaaranżować na kuchnię. Już nie jeden raz wspominałam, że planujemy urządzić dom tak, aby kiedyś mógł służyć dla dwóch rodzin. W pokoju, który może kiedyś przekształci się w kuchnię, wykonaliśmy gniazdo do kuchni indukcyjnej. Teraz zostanie ono ukryte pod tynkiem, a w przyszłości, jeśli będzie potrzebne, wykuje się tynk, bez zbędnych przeróbek w całej instalacji. Podobnie będziemy musieli zrobić z instalacją wodno-kanalizacyjną, którą również trzeba sprytnie ukryć w ścianach i otynkować, by nie było po niej śladu, dopóki nie okaże się przydatna.

Poniżej przedstawiam kilka zdjęć z poddasza, bo tego jeszcze Wam nie pokazywałam:






czwartek, 16 lutego 2017

Dalej pracujemy nad naszymi kontaktami ;)

Dziś będzie bardzo krótki opis, bo poza dalszym wykonywaniem instalacji, nie dzieje się nic nowego na naszej budowie. Parter jest już prawie ukończony. Mamy rozprowadzone wszystkie kable do gniazdek i włączników oraz zamontowane puszki wtynkowe. 






niedziela, 5 lutego 2017

Instalacja elektryczna na parterze prawie gotowa

Cały ubiegły tydzień minął pod znakiem instalacji elektrycznej. Prace nie idą w tempie błyskawicznym, bo wykonuje ją samodzielnie mój brat. Zapewne, gdyby miał kilku pomocników choć trochę znających się na rzeczy, to postępowałoby to zdecydowanie szybciej. Na razie jednak nie spieszy się nam bardzo, bo pogoda ciągle jest niepewna, a do wykonania tynku wewnętrznego musi być w miarę ciepło. Inaczej trzeba by budynek ogrzewać.

Ostatnio pisałam, że zaczęliśmy od zaznaczenia punktów, w których będą włączniki i gniazdka. Oczywiście okazało się, że o kilku rzeczach zapomnieliśmy, a ujawniły się one dopiero w trakcie doprowadzania kabli. Za bardzo skupiłam się na wnętrzu domu i zapomniałam o oświetleniu zewnętrznym i dzwonku. O dziwo pamiętałam, że musimy mieć lampy na tarasie, ale lampy przed wejściem do domu nie były już dla mnie tak istotne, więc je pominęłam przy początkowym planowaniu. Dobrze, że brat czuwa i przypomniał sobie o dzwonku, a ja o oświetleniu zewnętrznym. Wprawdzie można to wykonać, dopóki tynk nie zakryje wszystkich kabli, ale najlepiej jest pomyśleć o wszystkim wcześniej, niż później dorabiać, bo czasem może być to problematyczne.

W czwartek odwiedził nas też hydraulik, żeby ustalić, w którym miejscu ma być umieszczone gniazdko do kotła gazowego, żeby później nie było problemów z jego zasilaniem. Przy okazji omówiliśmy też kilka kwestii związanych z ogrzewaniem i instalacją wodno-kanalizacyjną, która też będzie trochę problematyczna. Podczas prac murarskich panowie wykonywali kanalizację podposadzkową i otwory pod kanalizację na poddaszu, zgodnie z projektem. Na ile nasza koncepcja kuchni i łazienek się ukształtowała, na tyle wprowadziliśmy zmiany. Ale teraz rodzą się nowe pomysły, które jakoś trzeba dopasować do tego, co już zostało wykonane. Całe szczęście dla naszego hydraulika nie ma rzeczy niemożliwych :)

niedziela, 29 stycznia 2017

Jak dobrze mieć kontakty…, czyli zaczynamy instalację elektryczną


Długo mnie tutaj nie było, znaczy byłam, ale nie pisałam, bo nic się na budowie nie działo. Ale wczoraj dziać się zaczęło. Mój brat, który będzie u nas wykonywał instalację elektryczną, stwierdził, że może już czas najwyższy się zabrać do roboty. Dlatego w sobotni ranek pojechaliśmy na zakupy, by zaopatrzyć się w to, co do wykonania instalacji elektrycznej jest potrzebne.

Po zakupach trzeba było zaznaczyć na ścianach rozmieszczenie gniazdek i włączników. I się zaczęły schody. Jakoś wcześniej nie przypuszczałam, że będzie to tak trudne. Niby mamy projekt instalacji, ale kto by się trzymał projektu. Projekty są dla mięczaków ;) Zresztą ustawienie sprzętów, które jest uwzględnione w projekcie wykonanym przez biuro architektoniczne, nie odpowiada naszym oczekiwaniom, dlatego musimy wszystko zaplanować od początku. W mojej głowie zaczęły się mnożyć myśli:

"Tutaj wchodzę i świecę światło. Tędy wychodzę, więc muszę je w tym miejscu zgasić, żeby nie chodzić po omacku w ciemnościach. Tu może bym dała gniazdko, żeby je ukryć pod szafkami kuchennymi, po co kable mają wisieć na widoku. Ale co, jeśli ten sprzęt nie będzie stał akurat w tym miejscu? A w salonie tu bym dała gniazdko, bo tam postawimy narożnik. Tu w sypialni będzie szafa, więc gniazdka muszą być tam i tam..."

Znajomy elektryk, który będzie pomagał mojemu bratu przy zakończeniu instalacji elektrycznej twierdzi, że mamy nie żałować punktów, bo lepiej zrobić o kilka za dużo niż za mało i później wspomagać się przedłużaczem. Jest w tym wiele racji, bo pamiętamy, jak bezsensownie wykonana była instalacja elektryczna w naszym mieszkaniu w bloku, bo to stary budynek był i nikt wtedy nie myślał, że za kilkadziesiąt lat w każdym gospodarstwie domowym będzie kilkanaście sprzętów zasilanych elektrycznie. Natomiast mój brat patrzy na to trochę bardziej realistycznie i uświadamia mnie, że każdy niepotrzebny włącznik czy gniazdko to są koszta wykończenia tego, bo akurat kilka metrów kabla czy kilka puszek więcej wielkiej różnicy cenowej nie zrobi, koszty tworzą się na dalszym etapie, gdy wybieramy sobie eleganckie włączniki czy oprawy gniazdek, a takie przecież muszą być, bo robimy to na lata.   

Na razie rozplanowaliśmy parter, tak mniej więcej, bo i tak jeszcze muszę to mężem skonsultować, gdy wreszcie wróci z pracy. Ostatnio cały czas, cytując go: „Wypruwa sobie żyły”, więc nawet nie mam kiedy z nim ustalić lokalizacji tych wszystkich punktów. Niby mówi, że przecież sama wiem najlepiej, jak to ma być. Po czym, gdy do niego dzwonię i przekazuję, co gdzie kazałam umiejscowić, to zaczyna mnie wkręcać, że on w tym miejscu nie chce, bo tam będzie szafa. Po czym, jak robię awanturę i wykrzykuję, że ma sam przyjechać i sobie rozplanować, to zaczyna się śmiać ze mnie, bo po co ja jestem taka nerwowa, na żartach się nie znam.

Największy problem sprawiła nam kuchnia, co zresztą widać na zdjęciach. Zaznaczyliśmy miejsca, gdzie będą gniazdka. Później popatrzyłam, pomyślałam, jednak mi nie pasuje. Trzeba to zmienić. I tym sposobem powstały ściany w kropki i krzyżyki. Obyśmy się później w tym połapali. I przede wszystkim, by to rozmieszczenie było dobre, bo niby mam w głowie koncepcję tego, gdzie będą stały sprzęty zasilane elektrycznie, ale ona może się jeszcze zmienić. 


  

niedziela, 15 stycznia 2017

Zalety mieszkania w domu jednorodzinnym

W poprzednim wpisie przedstawiałam Wam perypetie naszego mieszkania w bloku. W jednym z komentarzy do mojego tekstu pojawiło się stwierdzenie, że lepiej mieszkać w bloku, bo z sąsiadem nie dzieli nas płot i można poprosić o pomoc. Ja w tej kwestii mam zdanie zdecydowanie odmienne, ponieważ w bloku jest większa anonimowość. Czasem ludzie mieszkają tam całe życie, a znają się jedynie „na dzień dobry”. Nie musi być to reguła, ale na pewno tak byłoby w naszym przypadku, ponieważ w każdym mieszkaniu obok naszego mieszkały osoby dużo od nas starsze i ich dzieci sporo młodsze z kolei. Pewnie nigdy nie udałoby nam się nawiązać bliższej znajomości, a tym samym jakoś tak niezręcznie prosić te osoby o pomoc w razie poważniejszych kłopotów. Tak samo może być jednak w przypadku mieszkania w domu, gdy ktoś kupuje działkę pod budowę lub dom w nieznanym sobie miejscu.

W naszym przypadku, a przynajmniej w moim, jest zdecydowanie inaczej, bo działkę pod dom kupiliśmy obok moich rodziców, w miejscu, gdzie spędziłam ćwierć wieku, więc znam wszystkich sąsiadów. Może nie wszyscy pałają tam do siebie bezgraniczną sympatią, ale znają się od lat i wiedzą, że zawsze można liczyć na sąsiada, który w razie czego nie będzie udawał, że nie ma go w domu, bo przez wizjer zobaczył stojące przed jego drzwiami nie do końca znane mu twarze. Płot nie stanowi tu żadnej granicy, bo przecież w jaki sposób najlepiej się zintegrować? Oczywiście, że przy grillu okraszonym muzyką i napojami ;) W bloku, na balkonie grillować nie wolno, a na własnym tarasie w domu owszem, więc sprzyja on nawiązywaniu sąsiedzkich kontaktów.

niedziela, 8 stycznia 2017

Dlaczego postanowiliśmy zamienić mieszkanie w bloku na dom?

Już niejednokrotnie wspominałam, że dotychczas mieszkaliśmy z mężem w bloku. Trwało to zaledwie dwa lata, bo gdy tylko podczas budowy pojawiła się okazja sprzedaży mieszkania, skorzystaliśmy z niej, z przyczyn oczywistych, by mieć więcej funduszy na ukończenie domu.

Decyzja o budowie domu w mojej świadomości zrodziła się już lata temu (prawie dekadę!). Swoją pierwszą pracę podjęłam tuż po ukończeniu liceum, a każdą wypłatę odkładałam na konto. Kiedy mama pytała, dlaczego nie kupię sobie czegoś drogiego i modnego za te pieniądze, to zawsze jej mówiłam, że zbieram na dom. I tak faktycznie było, bo najpierw kilka miesięcy przed ślubem kupiliśmy z mężem (znaczy wtedy jeszcze narzeczonym) mieszkanie, a od roku urzeczywistnia się marzenie o własnym domu. Od roku, bo dzień przed końcem 2015 roku otrzymaliśmy na własność 4 egzemplarze projektu architektoniczno-budowlanego.

Zdecydowanie mi bardziej zależało na tym, by wybudować własny dom, ponieważ całe życie (no prawie z niewielkimi przerwami w czasie studiów i po ślubie) mieszkałam w domu jednorodzinnym i taki też chciałam mieć na własność. Dlatego jeszcze do dziś, gdy pojawią się jakieś trudności związane z budową, mąż często wypomina mi, że on nie nalegał na dom, bo jemu dobrze było w blokach. W sumie nic dziwnego, bo spędził w nich całe życie. Ale jeszcze będąc moim chłopakiem (co do którego nawet nie miałam bardziej skonkretyzowanych planów na przyszłość) nieustannie pokazywał mi projekty domów. Jak to kobieta nie upatrywałam w tym głębszego sensu, więc nie myślałam, że chce zostać architektem, tylko wybudować dom (!) i dlatego pokazuje mi te projekty.

Nasze mieszkanie w bloku samo w sobie nie było złe, choć nie inwestowaliśmy w nie zbyt wiele, jakby jakieś przeczucie nam mówiło, że jest ono tylko przejściowe. Nawet nie przypuszczaliśmy kupując je, że za rok kupimy działkę i zaczniemy już na poważnie szukać projektu domu. Nasze „M” w bloku miało 48m2 i beznadziejny układ (zdaniem mojego męża). Był w nim salon z aneksem kuchennym, pokój, łazienka i przedpokój. Mieszkało się w nim dobrze, bo latem było chłodno (co docenił nabywca mieszkania), ale zimą też ciepło nie było ze względu na tragiczny stan termiczny budynku (ciekawe czy nabywca dalej jest tak zadowolony z tego chłodu w mieszkaniu?). Trzeba było troszkę nakłamać przy sprzedaży, ale nas także zapewniano, że mieszkanie jest ciepłe zimą, bo nie ma podzielników na kaloryferach i można grzać do woli. Niemniej, najważniejsze, że było ono własne i mogliśmy w nim mieszkać sami, żeby jako młode małżeństwo móc się dotrzeć.  


niedziela, 1 stycznia 2017


Prezentowania wnętrza naszego domu część druga - poddasze

W ostatnim wpisie opowiadałam Wam, jak będzie wyglądał parter naszego domu, a przynajmniej jak go sobie na obecną chwilę zaplanowaliśmy. Dziś zapraszam Was na poddasze naszego domu. Tutaj szczegółowych opisów oszczędzę, ponieważ nie mamy na razie żadnych dokładnych planów. Dom będziemy wykańczać etapami, poddasze to jeszcze daleka przyszłość, zajmiemy się nim za kilka lat, gdy troszkę odpoczniemy od intensywnych wydatków. Jesteśmy ludźmi, którzy nie lubią żyć ani na kredyt, ani od wypłaty do wypłaty, dlatego nie będziemy się spieszyć z wykończeniówką, by za wszelką cenę od razu urządzić cały dom. Na parterze jest wystarczająco dużo miejsca. Kiedyś mieliśmy mieszkanie o powierzchni 48m2, więc na początek wystarczy te niespełna 70m2, a później zamieszkamy już na całych 130m2.   

Na poddasze prowadzi klatka schodowa, która niestety zaprojektowana została fatalnie, ze względu na maleńkie okno. Od początku nie była ona rewelacyjnie przemyślana, a po wprowadzonych przez nas zmianach zepsuła się jeszcze bardziej. Już dziś wiem, że nie będzie ona moim ulubionym miejscem w domu ;) Na poddasze można wejść z holu na parterze lub zupełnie autonomicznym wejściem z boku domu. Osobne wejście było celowo przez nas dodane, tak na przyszłość, gdybyśmy kiedyś mieli mieszkać w dwie rodziny. Tak, wiem dziś już dzieci z rodzicami nie mieszkają, każdy idzie na swoje. Też tak uważałam, a obecnie mieszkamy u moich rodziców w trzy rodziny, w tym dwie mieszka na stałe, a my od trzech miesięcy. Po sprzedaży mieszkania musieliśmy zwalić się im na głowę, żeby móc więcej zainwestować w dom i szybciej go ukończyć. Plan mamy ambitny, by za rok o tej porze już od kilku miesięcy być u siebie :)