niedziela, 8 stycznia 2017

Dlaczego postanowiliśmy zamienić mieszkanie w bloku na dom?

Już niejednokrotnie wspominałam, że dotychczas mieszkaliśmy z mężem w bloku. Trwało to zaledwie dwa lata, bo gdy tylko podczas budowy pojawiła się okazja sprzedaży mieszkania, skorzystaliśmy z niej, z przyczyn oczywistych, by mieć więcej funduszy na ukończenie domu.

Decyzja o budowie domu w mojej świadomości zrodziła się już lata temu (prawie dekadę!). Swoją pierwszą pracę podjęłam tuż po ukończeniu liceum, a każdą wypłatę odkładałam na konto. Kiedy mama pytała, dlaczego nie kupię sobie czegoś drogiego i modnego za te pieniądze, to zawsze jej mówiłam, że zbieram na dom. I tak faktycznie było, bo najpierw kilka miesięcy przed ślubem kupiliśmy z mężem (znaczy wtedy jeszcze narzeczonym) mieszkanie, a od roku urzeczywistnia się marzenie o własnym domu. Od roku, bo dzień przed końcem 2015 roku otrzymaliśmy na własność 4 egzemplarze projektu architektoniczno-budowlanego.

Zdecydowanie mi bardziej zależało na tym, by wybudować własny dom, ponieważ całe życie (no prawie z niewielkimi przerwami w czasie studiów i po ślubie) mieszkałam w domu jednorodzinnym i taki też chciałam mieć na własność. Dlatego jeszcze do dziś, gdy pojawią się jakieś trudności związane z budową, mąż często wypomina mi, że on nie nalegał na dom, bo jemu dobrze było w blokach. W sumie nic dziwnego, bo spędził w nich całe życie. Ale jeszcze będąc moim chłopakiem (co do którego nawet nie miałam bardziej skonkretyzowanych planów na przyszłość) nieustannie pokazywał mi projekty domów. Jak to kobieta nie upatrywałam w tym głębszego sensu, więc nie myślałam, że chce zostać architektem, tylko wybudować dom (!) i dlatego pokazuje mi te projekty.

Nasze mieszkanie w bloku samo w sobie nie było złe, choć nie inwestowaliśmy w nie zbyt wiele, jakby jakieś przeczucie nam mówiło, że jest ono tylko przejściowe. Nawet nie przypuszczaliśmy kupując je, że za rok kupimy działkę i zaczniemy już na poważnie szukać projektu domu. Nasze „M” w bloku miało 48m2 i beznadziejny układ (zdaniem mojego męża). Był w nim salon z aneksem kuchennym, pokój, łazienka i przedpokój. Mieszkało się w nim dobrze, bo latem było chłodno (co docenił nabywca mieszkania), ale zimą też ciepło nie było ze względu na tragiczny stan termiczny budynku (ciekawe czy nabywca dalej jest tak zadowolony z tego chłodu w mieszkaniu?). Trzeba było troszkę nakłamać przy sprzedaży, ale nas także zapewniano, że mieszkanie jest ciepłe zimą, bo nie ma podzielników na kaloryferach i można grzać do woli. Niemniej, najważniejsze, że było ono własne i mogliśmy w nim mieszkać sami, żeby jako młode małżeństwo móc się dotrzeć.  




Co nam przeszkadzało? Sąsiedztwo! Ja wyniosłam z domu przekonanie, że jeśli gdzieś mieszkam, to dbam o porządek nie tylko w środku, ale też wokół mojego mieszkania (domu). Nasi sąsiedzi niestety byli wychowani w innej kulturze, o czym świadczyły porozrzucane papierki czy pety na korytarzu (nie wspominając o pozostałościach po grubszych libacjach urządzanych przez jednego typa spod ciemnej gwiazdy). Panie sprzątające niestety nie pełniły dyżuru 24 godziny na dobę, żeby utrzymać porządek. Nie pomagały także prośby administracji, żeby dbać o wspólne dobro i sprzątać po sobie. Nie bez powodu zresztą mój mąż, kilka dni po wprowadzeniu się, wchodząc do bloku i kłaniając się rozmawiającym kobietom usłyszał: Wreszcie kultura wróciła na to osiedle! No właśnie, kultura… trochę jej tam brakowało. 

Niedogodności naszego mieszkania w bloku tkwiły także w sąsiadach, z którymi dzieliliśmy wspólne ściany. O ile nad nami słychać było czasem jedynie tupot małych stóp, o tyle z prawa i lewa rozchodziły się głośniejsze dźwięki. Z jednaj strony mieszkała rodzina z dwójką nastolatków, w tym bardzo buntowniczym synem, który kłótnie czasem prowadził od świtu do nocy ze wszystkimi członkami rodziny. Poznaliśmy jego wszystkie problemy szkolne i zainteresowania (całodzienne słuchanie disco polo i granie w strzelanki – oczywiście na pełnej głośności komputera, a co, z rozmachem!). Reszta członków rodziny była bez zarzutu. Być może dlatego, że rodzice i starsza córka mieli już za sobą okres buntu i potrafili bardziej dostosować się do społeczeństwa ;)   

Z drugiej strony przez kilka pierwszych miesięcy mieszkała bardzo cicha rodzina, dlatego często kryliśmy się w salonie, gdy mieliśmy już dość wysłuchiwania kłótni na temat: Nie pójdę jutro do szkoły, bo koledzy nie chodzą i ich rodzice mają to w d…! Sielanka nie trwała długo, bo z nieznanych nam przyczyn w sąsiedztwie z drugiej strony nastąpiła wymiana lokatorów. No i zaczęły się awantury całodzienne, a czasem i całonocne. Było tak przez kilka miesięcy, aż właściciele mieszkania powrócili na stare śmieci, gdy budowa naszego domu trwała już w najlepsze. Wtedy też poznaliśmy sąsiada, którego mój mąż powitał: Jak to dobrze, że Państwo znów tu będą mieszkać, bo co tu się wyprawiało… Pan zaczął nas przepraszać zmieszany. Później „wyśledziliśmy”, że przez te kilka miesięcy mieszkała obok nas jego córka z rodziną. No to ładnie mu doniósł, dobrze że w zasadzie na odchodne.

Mnie nie podobała się także zbyt duża anonimowość, bo w sąsiedztwie, gdzie mieszkałam całe życie, wszyscy się znali. Nie musieli się lubić, ale zawsze było wiadomo, że w razie czego można iść po pomoc do sąsiada. Tego nie miałam mieszkając w bloku, bo jako nowi lokatorzy nie znaliśmy nikogo. W dodatku praktycznie wszędzie naokoło mieszkały starsze małżeństwa, w wieku naszych rodziców, a nawet starsze, więc ciężko było nawiązać znajomość. Wprawdzie tuż po wprowadzeniu się planowaliśmy zrobić obchód po najbliższych sąsiadach i przekupić ich słodkościami, ale plany ostatecznie upadły, bo nie było na to czasu.  

A Wy macie tak ciekawe wspomnienia z mieszkania w bloku?   

47 komentarzy :

  1. ja mieszkałam dwadzieścia lat w bloku, chwilowo mieszkam w domu jednorodzinnym, bo blok, w którym zamieszkamy z mężem jest w trakcie budowy. zarówno blok, jak i dom jednorodzinny mają swoje plusy i minusy, ja jednak wolę mieszkanko w bloku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bloku moim zdaniem jest fajne tylko to, że o nic praktycznie nie trzeba się martwić, bo odkręcam kran, płynie ciepła woda, odkręcę zawór w kaloryferze, mam ciepło (w sezonie grzewczym oczywiście). A w domu, jak sobie sama nie zadbam o ciepłą wodę i ogrzanie domu, no to nie ma. Ale i tak wolę komfort ciszy za ścianą niż wrzeszczącego, zbuntowanego nastolatka :)

      Usuń
  2. Myślę, że nie ma co nikogo przekonywać - mieszkanie w domu ma zdecydowanie więcej zalet ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mieszkałam 25 lat w domu i postanowiłam zmienić otoczenie na mieszkanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha.. no to miałaś niezły hardcore w bloku.. współczuję. Ja również mieszkam w bloku. U mnie z kolei niektórzy sąsiedzi są bardzo interesowni.. aż za bardzo. Sąsiad z góry niemal wiecznie robi jakieś remonty. Sąsiadka na przeciwko ostatnio postawiła na nogi całą klatkę, bo ktoś się do niej włamał i skacze jej po meblach.. policja wezwana.. nikogo nie było.. po godzinie to samo.. w końcu zabrali ją do szpitala na obserwacje :-) jednak nie da się ukryć, że blokowiska mają swoje atuty.. tak jak piszesz, nie interesuje nas ogrzewanie, woda, prąd, koszenie trawy itd. Na szczęście u mnie sąsiedzi sprzątają po sobie i na klatce zawsze jest czysto. Mimo to z mężem mamy już działkę i szukamy projektu na budowę.. co jak co ale własny kawałek ziemi również chcemy mieć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też niezła historia. Nas raz obudziła libacja alkoholowa. Tych sąsiadów, którzy krótko mieszkali odwiedziła teściowa (ale nie ta, która była właścicielką mieszkania). Dziewczyna wytargała ją za włosy z domu, więc ta wezwała policję i podała nasz adres. Całe zajście przez godzinę obserwowaliśmy przez wizjer czekając kiedy panowie policjanci zapukają do nas. Nie mogli się dogadać z panią, która ich wezwała, bo pokazywała drzwi, z których wyszła, ale nie umiała okreslic ich adresu ;)

      Usuń
    2. Dom to moja cudowna przestrzeń, gdy widzę bloki to czuję strach. Jak, by to było więzienie. Nigdy w życiu nie zamieszkam w blokach.

      Usuń
  5. Faktycznie bloki mają to do tego, że słychać sąsiadów. Na szczęście na naszych nie mogłam narzekać. Choć całe życie mieszkam w blokach to fajnie jednak mieć swój dom. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bloku dobre sąsiedztwo to podstawa, bo jednak dzieląc ze sobą tę samą ścianę, wszystko słychać, a to często to bardzo przeszkadza ;)

      Usuń
  6. Nie ma to jak domek. Jesteśmy z mężem na etapie szukania swojego kąta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedyś mieszkałam w bloku i słyszałam odgłosy z toalety u sąsiadów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też było słychać, bo akurat stykaliśmy się łazienkami z jednej strony, ale w naszym przypadku te odgłosy nie były jeszcze najgorsze :D

      Usuń
  8. Sąsiedzi są różni. Ja mieszkam w domku,a niestety też mamy z nimi problem. W każdym razie, rozumiem potrzebę zamiany mieszkania na dom! Powodzenia w realizacji marzeń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, nawet mieszkając w domu można trafić na kłopotliwego sąsiada i choć nie ma się go za ścianą, to jednak bardzo nam "dokucza".

      Usuń
  9. My zrezygnowaliśmy z domu, z pełną premedytacja. W swoim domu zawsze jesteś oddzielony od ludzki płotem i ... tak naprawdę to w razie czego nie ma kto Ci pomoc. Na szczęście mamy normalne sąsiedztwo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się z tym. Zresztą napisałam to we wpisie, że właśnie w bloku jest anonimowo. Ludzie często się tam zmieniają, wielu wynajmuje mieszkanie i co kilka miesięcy ma nowych lokatorów. Natomiast w domach ludzie raczej mieszkają latami. My w naszym bloku nie znaliśmy nikogo, jak zimą mi samochód nie odpalił, to teść musiał jechać 30 km, żeby odpalić auto na kable, bo nie było do kogo zwrócić się o pomoc. Tu, gdzie budujemy dom, wszyscy się znamy, nikomu płot nie przeszkadza i zawsze można liczyć na pomoc.

      Usuń
  10. Blok bywa kłopotliwym miejscem i wcale nie zdziwił mnie twój wybór :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Super, że spełniacie swoje marzenia, wszystkiego dobrego! :) Brzmi imponująco - od razu po liceum wiedzieć, na co się odkłada i faktycznie to robić... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, to wtedy tylko tak mówiłam, ale faktycznie fajnie, że udało mi się to zrealizować :)

      Usuń
  12. Gdybym tylko mogła sama z chęcią zamieniłabym swoje mieszkanie na dom. Wychowałam się w dużym domu z wielkim podwórkiem i ogrodem i nie ma nic lepszego niż swój kawałek ziemi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :) Ale ciekawa jestem jak szybko znudzi mi się konieczność dbania o ten kawałek ziemi, bo nasza działka ma aż 1300m2.

      Usuń
  13. I ja moje pierwsze pieniądze odkładałam na miejsce do życia - u mnie było to jednak mieszkanie ;) Póki co mieszkam jednak w wynajmowanym, bo wciąż zbieram na własne gniazdko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też najpierw kupiłam mieszkanie, więc może i Ty tak zrobisz :)

      Usuń
  14. Jestem właśnie w trakcie remontu domu i przeprowadziłam się do mieszkania i zdecydowanie rozumiem wszystkie twoje pobudki. Powodzenia z budowaniem

    OdpowiedzUsuń
  15. Matko- jakbym czytała o sobie- wszystko się zgadza w 100%, dom to dom- Twoje miejsce na Ziemi, Twój kawałek planety na własność,wiele osób zaczyna od mieszkania w bloku i przerzuca się potem na domek...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja mieszkam w bloku :) ale w przyszłości chciałabym w domku:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja nie zapomnę naszych sąsiadów, zapewne studentów, mieszkających nad nami. W zasadzie co tydzień robili sobie imprezę w weekend, ale tak do 22-23, więc nawet nie bardzo było się do czego przyczepić, ale problem nie tkwil w imprezach ;) nie rzadziej niz 3-4 razy w tygodniu, zazwyczaj między 2-4 w nocy bezpardonowo uprawiali dziki seks, który, jestem pewna, było słychać jeszcze ze 4 piętra niżej. Nie żebym im zazdroscila, bo na swoje życie intymne nigdy nie narzekalam, ale trwało to średnio 45 minut, kiedy to naprawdę trzeba było mieć BARDZO twardy sen, by się nie obudzić. Ja niestety do takich osób nie należę, więc czasem chodzilam jak zombie. Wytrzymalam tam rok. Nie wróciłabym za nic.
    Swoją drogą w ciągu roku nie poznaliśmy ani jednego naszego sąsiada, poza "dzień dobry". Na klatce też smierdzialo papierosami i generalnie nie potrafilam przyzwyczaić się do ciągłego rumoru i otaczającego nas z każdej strony hałasu (poza sasiadami pętla tramwajowa jako widok z balkonu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat o taki problem my się nie martwiliśmy, bo wokół mieszkali ludzie, którzy lata świetności życia seksualnego mieli za sobą :) Swoją drogą, niejedną taką historię słyszałam i zastanawiam się czy ci ludzie nie wiedzą, że ich słychać, czy może robią to specjalnie?

      Usuń
    2. Nie wiem, też się nad tym zastanawiałam, ale wydaje mi się, że Ci akurat należeli do tej grupy, która ma to zupełnie gdzieś i która czerpie dodatkową przyjemność z tego, że pół bloku ich słyszy. Może to rodzaj jakiegoś ekshibicjonizmu, trudno powiedzieć.

      Usuń
    3. W sumie są różne zboczenia, więc może jest jak piszesz, że niektórzy są bardziej usatysfakcjonowani, gdy budzą pół bloku. Cieszę się, że nasi sąsiedzi w nocy byli jednak w miarę spokojni, poza kilkoma libacjami kończącymi się wzywaniem policji i północy ;)

      Usuń
  18. Całe życie mieszkałam w bloku, aż w końcu mieszkam w wymarzonym domu :) Rozumiem Ciebie doskonale.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tym, którzy mieszkają w bloku (tak jak mi) zazwyczaj brakuje poczucia wolności, niezależności i przede wszystkim... zieleni i przestrzeni dookoła. Co prawda mieszkanie ma swoje zalety, ale ja również planuję przeprowadzkę do domu jednorodzinnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko ma zalety i wady, a najważniejsze to znaleźć dla siebie jakiś złoty środek :)

      Usuń
  20. Większość swojego życia przemiszakałam w bloku i to takim porządnym - ponad 70 mieszkań, 15 pięter. I mam z niego całkiem dobre wspomnienia - ok, poziom budownictwa nie był powalający, ale znałam wszystkich sąsiadów, opiekowaliśmy się nawzajem swoimi zwierzątkami i roślinami w trakcie urlopów, rodzice nie bali się nas zostawić pod ich opieką. Ale wiem też, że to trochę inna sytuacja - my mieszkaliśmy tam kilkanaście lat, podobnie nasi sąsiedzi. Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy większość mieszkań zaczęła być wynajmowana studentom - zaczął się brud, kradzieże żarówek (serio... po co komu żarówka z windy...), anonimowość...
    Czasem myślę o tym, jakby to było mieszkać w domu, ale przeraża mnie, ile o ile rzeczy trzeba się troszczyć, przy czym trawnik chyba jest najmniejszym zmartwieniem...
    Może na starość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znowu prawie całe życie mieszkałam w domu, więc nic nie jest mi obce i straszne. Wiem na co się piszę :)

      Usuń
  21. O tak, własny dom to jest to. Zgadzam się z powyższym tekstem całkowicie. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak, dom to dom. Obecnie mieszkamy w małym mieszkaniu i już brakuje mi tej przestrzeni. Wrr...

    OdpowiedzUsuń
  23. U mnie sąsiedzi z zamiłoeaniem palą na klatce. Masakra. Smród jak w wędzarni. Chcielibyśmy wybudować dom, ale jest nam żal córki, która musiałaby zmienić szkołę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie to, każdy myśli, że może sobie w bloku robić co chce, bo jest u siebie. Szkoda, że przy tym nie myśli o sąsiadach i o tym, że oni też są u siebie i coś może im przeszkadzać.

      Usuń
  24. Też z chęcią bym zamieniła moje mieszkanie na dom. Mieszkam jednak w Szwajcarii i niestety póki co na wynajem (a gdzie do kupna!!!) Domu mnie nie stać :(

    OdpowiedzUsuń