Jak dobrze
mieć kontakty…, czyli zaczynamy instalację elektryczną
Długo mnie tutaj
nie było, znaczy byłam, ale nie pisałam, bo nic się na budowie nie działo. Ale wczoraj
dziać się zaczęło. Mój brat, który będzie u nas wykonywał instalację
elektryczną, stwierdził, że może już czas najwyższy się zabrać do roboty. Dlatego
w sobotni ranek pojechaliśmy na zakupy, by zaopatrzyć się w to, co do wykonania
instalacji elektrycznej jest potrzebne.
Po zakupach
trzeba było zaznaczyć na ścianach rozmieszczenie gniazdek i włączników. I się
zaczęły schody. Jakoś wcześniej nie przypuszczałam, że będzie to tak trudne. Niby mamy projekt instalacji, ale kto by się trzymał projektu. Projekty są dla
mięczaków ;) Zresztą ustawienie sprzętów, które jest uwzględnione w projekcie wykonanym przez biuro architektoniczne, nie odpowiada naszym oczekiwaniom, dlatego musimy wszystko zaplanować od początku. W mojej głowie zaczęły się mnożyć myśli:
Na razie rozplanowaliśmy parter, tak mniej więcej, bo i tak jeszcze muszę to mężem skonsultować, gdy wreszcie wróci z pracy. Ostatnio cały czas, cytując go: „Wypruwa sobie żyły”, więc nawet nie mam kiedy z nim ustalić lokalizacji tych wszystkich punktów. Niby mówi, że przecież sama wiem najlepiej, jak to ma być. Po czym, gdy do niego dzwonię i przekazuję, co gdzie kazałam umiejscowić, to zaczyna mnie wkręcać, że on w tym miejscu nie chce, bo tam będzie szafa. Po czym, jak robię awanturę i wykrzykuję, że ma sam przyjechać i sobie rozplanować, to zaczyna się śmiać ze mnie, bo po co ja jestem taka nerwowa, na żartach się nie znam.
"Tutaj wchodzę i świecę światło. Tędy wychodzę, więc muszę je w tym miejscu zgasić, żeby nie chodzić po omacku w ciemnościach. Tu może bym dała gniazdko, żeby je ukryć pod szafkami kuchennymi, po co kable mają wisieć na widoku. Ale co, jeśli ten sprzęt nie będzie stał akurat w tym miejscu? A w salonie tu bym dała gniazdko, bo tam postawimy narożnik. Tu w sypialni będzie szafa, więc gniazdka muszą być tam i tam..."
Znajomy elektryk, który będzie pomagał mojemu bratu przy zakończeniu instalacji elektrycznej twierdzi, że mamy nie żałować punktów, bo lepiej zrobić o kilka za dużo niż za mało i później wspomagać się przedłużaczem. Jest w tym wiele racji, bo pamiętamy, jak bezsensownie wykonana była instalacja elektryczna w naszym mieszkaniu w bloku, bo to stary budynek był i nikt wtedy nie myślał, że za kilkadziesiąt lat w każdym gospodarstwie domowym będzie kilkanaście sprzętów zasilanych elektrycznie. Natomiast mój brat patrzy na to trochę bardziej realistycznie i uświadamia mnie, że każdy niepotrzebny włącznik czy gniazdko to są koszta wykończenia tego, bo akurat kilka metrów kabla czy kilka puszek więcej wielkiej różnicy cenowej nie zrobi, koszty tworzą się na dalszym etapie, gdy wybieramy sobie eleganckie włączniki czy oprawy gniazdek, a takie przecież muszą być, bo robimy to na lata.
Na razie rozplanowaliśmy parter, tak mniej więcej, bo i tak jeszcze muszę to mężem skonsultować, gdy wreszcie wróci z pracy. Ostatnio cały czas, cytując go: „Wypruwa sobie żyły”, więc nawet nie mam kiedy z nim ustalić lokalizacji tych wszystkich punktów. Niby mówi, że przecież sama wiem najlepiej, jak to ma być. Po czym, gdy do niego dzwonię i przekazuję, co gdzie kazałam umiejscowić, to zaczyna mnie wkręcać, że on w tym miejscu nie chce, bo tam będzie szafa. Po czym, jak robię awanturę i wykrzykuję, że ma sam przyjechać i sobie rozplanować, to zaczyna się śmiać ze mnie, bo po co ja jestem taka nerwowa, na żartach się nie znam.
Największy
problem sprawiła nam kuchnia, co zresztą widać na zdjęciach. Zaznaczyliśmy miejsca,
gdzie będą gniazdka. Później popatrzyłam, pomyślałam, jednak mi nie pasuje. Trzeba
to zmienić. I tym sposobem powstały ściany w kropki i krzyżyki. Obyśmy się później
w tym połapali. I przede wszystkim, by to rozmieszczenie było dobre, bo niby
mam w głowie koncepcję tego, gdzie będą stały sprzęty zasilane elektrycznie,
ale ona może się jeszcze zmienić.